- Jak to nie masz? – spytałam oburzona wyłączywszy usmażone kostki
kiełbasy.
- Nie mam. Myślisz, że myję naczynia regularnie?
Zmierzyłam go
wzrokiem. Aż taka wymagająca nie jestem.
- No nie, ale od czasu do czasu mógłbyś coś umyć – stwierdziłam
pukając go łyżką w nos.
Nie powiem, że
nie wyglądało to słodko. Ale miałam wrażenie, że zaraz się rozpłynę. On tak
stojący przede mną z ręką na blacie i patrzący w moje oczy, a ja taka
wychudzona osóbka, której żołądek domaga się jedzenia nie wiedziałam co mam ze
sobą zrobić.
I wtedy on zaczął
się do mnie zbliżać. Zaczęłam panikować, a serce niemiłosiernie szybko bić.
- Ekhm.. umyj tę miskę – wymigałam się od tego wszystkiego.
Podczas kiedy ja
czekałam aż on łaskawie się ruszy, on patrzył się na mnie udając, że myje.
Miałam ochotę mu przyłożyć w tę śliczną buźkę, ale w ostatniej chwili się
powstrzymałam, ponieważ zauważyłam, że wykonał szybki ruch i zabrał się za
mycie. Opłukał i wytarł jakąś brudną ścierą. Fuuj. Ważne jednak, że wreszcie
mam okazję coś zjeść.
Spojrzałam się na
swoje poszarpane trampki. Nawet ich nie zdejmowałam. Nie miało to w ogóle sensu
przy takim syfie. Nagle Izzy zasłonił mi
światło, co spowodowało, że musiałam podnieść głowę.
- Umyte.
Chwyciłam miskę w
rękę i stanęłam przed blatem. Resztę
wykonałam sama, czemu z uwagą przyglądał się Stradlin.
- Co się tak patrzysz? – spytałam stawiając dwa talerze na zawalony
stół, pospiesznie sprzątany przez Jeff’a.
- Po to mam oczy – rzucił i usiadł naprzeciwko mnie, co niezbyt mi
odpowiadało. Nie chciałam by patrzył jak jem. Nie, kiedy jestem strasznie
wygłodniała.
Nałożyłam sobie
połowę tego co było z misce, a obok talerza położyłam trzy sznytki chleba, w
końcu musiałam się czymś zapchać.
Nie miałam
zamiaru patrzeć co robi Izzy. Miałam wielką rządzę jedzenia, która nie chciała
mnie opuścić.
- To ja
posprzątam – powiedziałam wstając z krzesła i zgarniając naczynia zahaczyłam
bluzką o kant stołu.
Stara,
rozciągnięta bluzka rozerwała się prawie na połowę.
- Cholera ! – krzyknęłam zdając sobie sprawę z tego, że widać mi
stanik.
W pośpiechu
postawiłam wszystko na blat i próbowałam jakoś się zakryć. Nic nie dało się
zrobić.
- Nic nie szkodzi – usłyszałam lekko zachrypnięty głos Izzy’ego. –
Poczekaj tutaj chwilkę.
Wstał z krzesła i
lekko powolnym ruchem gramolił się na schody, co wyglądało przezabawnie.
Kiedy zniknął z pola widzenia rozejrzałam się po kuchni i
stwierdziłam, że jeśli on by chciał, to to wszystko wyglądałoby bardziej
cywilizowanie.
Westchnęłam
cicho. Ja mu w domu sprzątać nie będę.
- Jestem już! – krzyknął.
Odwróciłam się w
jego kierunku, co nie przyniosło mi ulgi. Miałam ochotę wbić się w jego usta i
nigdy go nie puszczać. Choćby nie wiem co wyczyniał.
Z drugiej strony
zastanawiałam się co on może ode mnie chcieć. Wtedy poczułam niezłe ciary na
plecach.
Idąc do mnie
poślizgnął się na śliskiej bluzce i wylądował na tyłku, co spowodowało u mnie
ogromny śmiech, a ja wreszcie poczułam, że jestem najedzona.
- Może byś pomogła mi wstać, a nie się śmiejesz – powiedział z
oburzeniem.
Wyciągnął wysoko
rękę. Podeszłam do niego i chwyciłam za dłoń. Pociągnęłam lekko, a on znalazł
się bardzo blisko mnie. Aż za blisko.
Tę gorączkę
czuliśmy obydwoje. Moje oczy wpatrzone w jego oczy. Nasze usta przybliżające się do siebie i ten
szybki pocałunek, o którym marzyłam, kiedy na żywo zobaczyłam jego usta.
Wyrwałam mu
koszulkę z ręki. W mgnieniu oka się przebrałam, a on patrzył na mnie
osłupiony.
Ta zmysłowość
mogłaby trwać wiecznie. Chcę tutaj zostać. Z nim. Tylko z nim.
Złapał mnie za
rękę, a ja mocno ścisnęłam palce. Jego źrenice nieznacznie się poszerzyły.
Niestety, piękną
sielankę przerwał dźwięk otwierania
drzwi. Reszta zespołu władowała się do domu. Łypnęłam na nich nerwowo.
- Em ….. to ja już pójdę.
Wyrwałam dłoń z
jego uścisku, zwinęłam porwaną koszulkę w kulkę i szybkim krokiem szłam do
drzwi. Minęłam Slash’a, którego oczy podróżowały od Izzy’ego do mnie i z
powrotem. Machnęłam tylko ręką, a za następnym krokiem już trzaskałam drzwiami,
co było u mnie bardzo dziwne.
Wiedziałam,
puknęłam się w czoło, wiedziałam, że chociaż na chwilkę nie mogę zapomnieć o
tym wszystkim, co działo się w moim życiu.
Zrezygnowana szłam w stronę swojego mieszkania. Jedynym plusem tego
wszystkiego jest fakt, że wreszcie się najadłam.
Mijałam
opustoszałe mieszkania. Zawalone śmieciami ulice, a najgorsze w tym wszystkim
jest, to, że i ja tak mieszkałam. To przytłaczające, ale prawdziwe.
Rozejrzałam się
po okolicy.
Jakiś facet szedł
za kobietą o pulchnych nogach i z torebką Chanel trzymanej kurczowo w dłoni. Ona szła najszybciej jak mogła, a on robił to
samo.
Mnie
zaintrygowało jedno. Co robi kobieta z TAKĄ torebką w tej dzielnicy? Wzruszyłam
ramionami. Takie życie.
Skręciłam w lewo
i zobaczyłam swoją kamienicę. Obdrapane ściany były ohydne, a pomalowane drzwi
na jakiś .. cóż, dziwny kolor sprawiały, że miało się ogromną ochotę, by
wymiotować. Przez tyle lat jednak zdążyłam się przyzwyczaić. Szybkim ruchem
nacisnęłam klamkę, która od lat wylatywała. Tym razem było inaczej, co bardzo
mnie zdziwiło. Lekko przymknęłam drzwi i pobiegłam schodami na górę. Sięgnęłam
ręką po kluczyki. W lewej kieszeni ich nie było. Zobaczyłam w prawej. Też
nie. Cholera, jasna cholera. Wsadziłam
ręce w kieszenie na tyłku. Też nic.
- Kurwa – przeklęłam pod nosem. – Kurwa, kurwa, kurwa dlaczego?
Zaczęłam szarpać
drzwi i w związku z czym wyrwałam klamkę.
No chyba gorzej być nie może.
Zrezygnowana
postawiłam stopę na stopniu. Potem kolejną i tak na zmianę, aż leniwym krokiem
zeszłam na sam dół. Ponownie wyszłam na słoneczne ulice Los Angeles. Słońce raziło w oczy, aż same się zamykały, a
ja szłam z powrotem do Izzy’ego. Może on ma moje klucze do mieszkania.
Ale z drugiej
strony to .. z jakiej racji, przepraszam? Przecież nic takiego nie robiłam, że
mogłyby mi wylecieć. Zresztą .. co mi szkodzi spróbować.
Stałam przed
bramką prowadzącą przez lekko zdziczały ogródek do domu Jeffrey’a. Pokręciłam
głową. Raz kozie śmierć. Pchnęłam bramkę i niepewnie stawiałam nogi na ścieżce.
Wskoczyłam na schodki i znalazłam się przed drzwiami. Uniosłam dłoń ściśniętą w
pięść i zapukałam.
Cisza.
Spróbowałam ponownie. Znowu cisza. W końcu ktoś wrzasnął:
- Otwórz ktoś wreszcie!
Podniosłam głowę
z nadzieją, że zobaczę Izzy’ego, ale byłam w błędzie. Przede mną stał Slash z ogromnym uśmiechem na
twarzy, który trochę mnie przeraził.
- Em.. – zaczął drapiąc się po głowie – Cześć.
- Hej. Jest Izzy?
Spiorunował mnie
wzrokiem. Poczułam, że mam gęsią skórkę na ramionach, co nie mówiło za
dobrze. Wstrząsnęłam lekko głową.
Zacisnęłam dłonie
i nerwowo wciągnęłam powietrze do płuc. Do cholery, niech mnie wreszcie wpuści.
Jak zobaczę tego człowieka, to może choć na chwilkę poczuję się lepiej.
- Jest.
Przepuścił mnie w
drzwiach. Zatrzasnął je za mną i przekręcił zamek.
Ogarnął mnie
strach. Izzy’ego nie było w salonie, o ile można tak to pomieszczenie pełne
rozmaitości nazwać, a reszta grupy siedziała na rozwalonej kanapie i we czwórkę pili Danielsa, co mnie wkurzało.
Rozejrzałam się
dookoła, ale nigdzie nie było ani śladu Stradlina. Nie zdawałam sobie z tego
sprawy, ale moje serce do niego ciągnęło. Ja jestem tutaj tylko po to, by
odebrać swoje klucze do mieszkania.
Przepchnęłam się
przez stertę jakichś ciuchów, ustałam na środku pomieszczenia i odetchnęłam
głęboko.
Powietrze nie
było … atrakcyjne. Czuć było pełno papierosów i innych używek. Na razie jednak, miałam to gdzieś. Muszę
znaleźć Izzy’ego.
- Izzy, gdzie jesteś, do cholery? – powiedziałam.
- W kuchni.
Odwróciłam się w
tamtą stronę. Sama odpowiedź była co najmniej zaskakująca, ale widok takiej
postaci krzątającej się po zagraconej kuchni przerósł moje oczekiwania.
Przeskoczyłam
kolejną stertę rupieci. Po wylądowaniu lekko się zachwiałam, ale chwyciłam się
fotela stojącego obok. Kilka kroków do przodu i już byłam w kuchni razem z
Izzy’m, co dawało mi niebezpieczne poczucie bezpieczeństwa. Grr, niedobrze.
- Co ty tworzysz? - spytałam
zauważywszy, że stoi pochylony nad palnikiem i pilnuje czajnika.
- Czekam, aż mi się woda zagotuje. Herbatę chciałem.
Uniosłam głowę do
góry.
- Em.. interesujące – mruknęłam. – A tak w ogóle to cześć.
Spojrzał na mnie.
Jego oczy mnie pożerały, co było co najmniej dziwne. Wyprostował się i podszedł do mnie, po czym
złapał za dłonie i uśmiechnął się serdecznie.
- Cześć – cmoknął mnie w policzek.
Krew napłynęła mi
do policzków, a ja myślałam, że się spalę. Jeszcze gorzej… W co ja się
wpakowałam?!
Wlepiłam wzrok w
podłogę i wyrwałam ręce z jego uścisków. Nie mogę sobie pozwolić na tego typu
wybryki.
- Woda ci się gotuje – powiedziałam speszona tym wszystkim. Usłyszałam
jednak odgłos gotującej się wody.
Oderwał się od
patrzenia na to jak się zachowuję i zalał sobie herbatę.
- To już z nimi nie pijesz?
Jego oczy
odważnie gapiły się w moje. Wyglądał na zaskoczonego.
- Nie piję. Przesadziłem już i teraz trzeba się ograniczać, a niech
oni dalej niszczą siebie, może kiedyś przejrzą na oczy.
Teraz to on
zaskoczył mnie. Świdrowałam go wzrokiem
mając nadzieję zobaczyć jakiś haczyk. Jakieś niedopatrzenie w tym wszystkim. On nie pije? Dziwne.
Zamrugałam
oczami.
-Hm, miło słyszeć, że nie pijesz, ale tamte człekokształtne też
mogłyby ruszyć mózgiem, mam racje?
- Masz, masz – Postawił kubek z herbatą na zawalonym stoliku.- A tak w
ogóle, to po co wróciłaś?
Moje powieki się rozszerzyły,
a ja miałam ochotę go w jakiś sposób ukarać za to, że zabrał mi kluczyki.
- Nie brałeś przypadkiem moich kluczy do mieszkania? – spytałam
uprzejmym tonem.
Zamrugał oczami…
lekko zaskoczony.
- Nie brałem. Coś się stało?
Opadłam na
krzesło obok Izzy’ego z cichym plaskiem. Otarłam czoło ręką i oparłam się na
łokciach.
Ciemne światło
wpadało do pomieszczenia wypełnionego ohydztwem. Widać było fruwające drobinki
kurzu, które przepychały się nawzajem.
A ja? Mnie krew
zalewała, bo chciałam dostać się do swojego mieszkania, choćbym nie wiem co
miała zrobić z drzwiami. Powieki same mi
opadały chociaż było wcześnie.
- Nie, nic – prychnęłam. – Poza faktem, że ich nie mam i nie mogę
dostać się do mieszkania.
Wywrócił oczami.
Upił łyk herbaty i oparł głowę na nadgarstku.
- Ależ to żaden probleeeem – ziewnął uroczo.
Spojrzałam na
niego z zaskoczeniem.
Jego klatka
piersiowa unosiła się równo, i opadała z gracją jakby to wszystko ćwiczył.
Potrząsnęłam głową. O czym ja do cholery myślę? Przecież to tylko zwykły facet,
któremu wszystko może chodzić po głowie, mam rację? Oczywiście, że mam. Tyle
razy już ją miałam, ale nie zawsze kończyło się to dobrze. Mimo, że próbowałam
uciekać, to ... Jezu.. nawet w myślach ciężko powiedzieć mi takie słowo.. doganiali
mnie i kompletnie się mną nie przejmowali. Potem gniłam kilka dni na miejscu
zdarzenia, dopóki się nie pozbierałam.. w sensie czysto fizycznym oczywiście.
Moja psychika i
tak już dawno siadła. Ciągle tkwi w tym samym punkcie co kilka lat temu. Nie pozwala
mi się podnieść. Przykuła mnie do jakiejś kraty i za nic w świecie nie mogę się
oderwać. Próbuję przerwać łańcuchy, ale nie jestem zbyt silna.. jeszcze nie
teraz.
- Jak to .. żaden problem? – spytałam.
- Przenocuj tutaj – rzucił po chwili namysłu. – I tak nic dzisiaj nie
zrobisz.
Zamrugałam
oczami. Mam spać w tym syfie? Nigdy w życiu.
- Nie. Już wolę spać na ulicy – stwierdziłam. – zresztą .. czy tu, czy
tam .. syf i tak jest.
Pokręcił głową.
Przełknął kolejną dawkę herbaty i uniósł rękę do sufitu.
- Mam jeden czysty pokój.
Wypuściłam
powietrze ze świstem. Hola, hola.. zaskoczył mnie.
- I ja nic o tym nie wiem? -
wycharczałam z wyrzutem.
- Spokojnie. Nawet tamte pojeby nic nie wiedzą.
- O czym nie wiemy? – usłyszałam niski głos.
Odwróciłam się w
tamtym kierunku. O ścianę opierał się Kudłacz.. gdzie ja nigdy nie mogę
zobaczyć jego czoła. Te loki mnie wkurzają czasem.
- No wiesz ... – zaczął. W jego oczach zauważyłam, że jest totalnie
odmóżdżony w tym momencie.
- … o tym, że on znalazł mnie, że tak powiem... na ulicy – dokończyłam
mówiąc w głowie ... ‘’nie ma za co’’.
Slash przeszył
mnie wzrokiem zabójcy. Nie odrywałam od niego wzroku, ponieważ chciałam widzieć
czy uwierzył w tę śpiewkę. Chwila wzrokowej ‘’walki’’ i chłopak wzruszył ramionami.
Odwrócił się do nas plecami i trzymając w prawej dłoni do połowy zapełnioną
butelkę Danielsa wyszedł z kuchni, o ile to kuchnią można nazwać.
- Dziękuję – szepnął na ucho.
Poczułam dreszcze
przechodzące przez moje ciało. Musnął wargą płatek ucha, a ja zaczęłam się bać.
Cholera, dlaczego moja upadła psychika odzywa się w takim momencie? Może ma
racje.. możliwe. Dyskretnie się odsunęłam. Izzy wrócił do sączenia herbaty, co
ciągle mnie dziwiło, a ja bez celu gapiłam się w sufit.
Nie, to wszystko
nie może się w jakiś tam sposób rozwinąć. Nie chcę tego. Tyle lat radziłam
sobie sama, to i teraz poradzę.
- To śpisz u mnie czy nie? -
Stradlin wyrwał mnie z zamyślenia, a ja zdawałam się na instynkt, który mówił
mi, że w tym domu stanie się coś niedobrego. Coś, po czym się nie pozbieram.
- Nie – stwierdziłam. – Dam sobie radę.
Wypluł zawartość ust
prosto na mnie. Nie no, piękne dzięki.
- Coś ty zrobił?! – wrzasnęłam w poszukiwaniu czegoś do wytarcia. –
Odwaliło ci?
- Nie.
Znalazłam jakąś
ścierę i wytarłam nią twarz. Dopiero teraz zauważyłam, że na sobie ciągle
mam koszulkę Izzy’ego, która teraz jest
już mokra.
- Poczekaj, dam ci inną – powiedział wstając z krzesła i rozglądając się po pomieszczeniu.
- Myślisz, że tutaj coś znajdziesz?
- spytałam ironicznie. Rzuciłam ścierkę w kąt i poklepałam się po udach.
- Oczywiście, że tak. W tym domu jest wiele rozmaitych rzeczy.
Prychnęłam cicho,
a Izzy wyślizgnął się z kuchni. Nie zdążyłam nawet dobrze pomyśleć, dobrze się
zastanowić nad tym wszystkim. Do kuchni wparowała totalnie uchlana czwórka chłopaków, którzy pewnie nie wiedzieli gdzie tak naprawdę są i co robią. Liczę
na jutrzejszego kaca.. na takiego kaca z .. rozmachem.
- Co tym razem nawyprawiał? – spytał Duff wycierając wargi rękawem.
- Opluł mnie herbatą – odparłam z uśmiechem na twarzy.
Ktoś parsknął
śmiechem. Lekko się rozejrzałam i
stwierdziłam, ze to Axl opierający się o zawalony blat i rozbierający mnie
wzrokiem. Wzdrygnęłam się. Teraz to
zaczęłam się bać. Bałam się rudego, który wglądał jakby myślał o swoim wielkim
ego i o tym, jaki on jest piękny. Z
trudem przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok, który padł na Duff’a, gdzie ten
nie mógł się pozbierać. Te całe procenty były nie do zniesienia. Tylko ich
niszczyły.
- A nasz Stradlinek to już, kurwa jebana mać, na jakieś pierdolone
herbatki się przerzuca? – spytał ‘’Pan z Wieeeelkim Ego’’ z irytacją w głosie.
– Jakby nie mógł się najebać takim Danielsem. Co mu do kurwy szkodzi?
Za dużo
przekleństw. To obrzydliwe.. a każdy myśli, że taki macho jak ciągle klnie. Ja
tego nie lubię.. co nie znaczy, że nie używam.
- Już znalazłe… - usłyszałam zachrypnięty głos ‘’Herbaciarza’’ . - …m.
Co tu się dzieje? Już się przenieśliście z pokoju do kuchni?
Wpatrywałam się w
jego oczy. Był trochę zmieszany tym wszystkim.. Na chwilkę przerwał nasze
‘’połączenie’’ i spojrzał na Axla, który tym razem … ruchał mnie oczami, co przyprawiało
mnie o dreszcz zdenerwowania i lęku.
- To już nawet do kuchni swojego kumpla wejść nie można? – spytał
Slash z papierosem w ustach.
Czarnowłosy
wywrócił oczami i rzucił we mnie kolejną koszulką. Szybko ją chwyciłam i
prawie, że na palcach pobiegłam gdzieś… jak najdalej od tej całej publiczności
się przebrać.
Tym sposobem
znalazłam się w jakimś pokoju na piętrze. Było całe zawalone kartkami, w rogu
stała gitara, a dookoła otaczały mnie brudne ściany. Z zamkniętymi oczami
przebrałam koszulkę i nie patrząc na otaczający mnie bałagan trzasnęłam
drzwiami.
Zbiegając po
schodach stwierdziłam, że za dużo tu facetów.. o czterech za dużo.
....................
Błagaam. Wiem, że rozdział totalnie spaprałam... Niektóre uczucia pewnie są źle opisane i wgl, pierwszy raz wpadłam na pomysł ... na dziewczynę z takim życiorysem, więc wybaczcie.
Co do uwag Leraje, to .. poprawiałam ten rozdział troszeczkę, ale z racji tego, że teraz już nie mam siły, to postaram się pisać ''...'', a nie ''..'' ... w kolejnym rozdziale ; )
@ScaredGirl_
Kurwa, znowu sobie usunęłam komentarz i piszę go od nowa. Brawo ja! :/
OdpowiedzUsuńOkej, nie przejmuj się tymi dwoma kropkami, bo będę miała na sumieniu, że zamiast robić coś co lubisz dopisujesz jeszcze jedną kropkę, bo jakaś laska z neta się przyczepiła :(
Izzy nie pije alkoholu - dafuq? Izzy się zakochał i próbuje poderwać dziewczynę popijając herbatkę w towarzystwie czterech dzikusów xD Kocham go <3
Axl mnie u Ciebie wkurza. Ale to dobrze. Bo gdy czytam opowiadanie, w którym go lubię zastanawiam się czy faktycznie mój mózg nadaje się na śmietnik. Nie lubię go tak ogólnie, jak dla mnie to za bardzo się rządził i dlatego uwielbiam "14 Years", "Attiude", "So Fine", "Dust N' Bones" i "Double Talkin' Jive", bo tam jest go najmniej i już się zamykam :)
Musisz się przyzwyczaić, bo często schodzę z tematu, a mam zamiar tutaj wpadać i czytać Twoje opowiadanie :)
Aha, i to ty mi wysłałaś wiadomość na gg, której nie mogłam odczytać, bo mój telefon się jebie? Jeśli tak to domyślam się, że tam powiadomienie było. A jeśli to nie ty to nie wiem kto to kurwa mógł być i już się znowu zamykam :)
Więc, ja już kończę. Ogólnie to mi się podoba i czekam na więcej :D
Właśnie zauważyłam, że źle napisałam tytuł jeden z piosenek, więc "*Attitude" :)
UsuńLubie czytać komentarze, tak więc odbieganie od tematu nie jest złe ;D
UsuńByło powiadomienie, wysyłałam ^^.
Okej. Po prostu coś mi się jebie i nie zawsze mi odczytuje wiadomości :/ Ale tak się domyślałam :)
UsuńWiec teraz ja z moim zajebiaszczowyjebistym komentarzem.
OdpowiedzUsuńO wiele bardziej podobuje mnie się ten rozdział niż pierwszy i na przykład prolog, ale serio mówię.
Może to dlatego, że w tym rozdziale jest mój mąż, którego zachowanie... Ja pierdole, uwielbiam! <3
Więcej Axla, więcej Axla! Więcej kurwaaaaaaaaaaa! <3333333333
Izzy mnie rozpierdolił serio, herbata to jednak jest coś co ja lubię, więc ma plus, jeszcze zależy jaka, jak bez cytryny i na dodatek nieczarna to jest skreślony (tak, często gadam jak potłuczona, to nieuleczalne)
A teraz co do ogólnego rozdziału kilka rzeczy.
1. Więcej Axla.
2. Więcej "zbliżeń"
3. Więcej niezręcznych sytuacji.
4. Więcej "zlęknięcia" się bohaterki.
No coś bym jeszcze dopisała, ale ogólnie to jest bardzo dobry rozdział z tych dwóch + prologu najlepszy <3
Wiesz .. ja już mam niezłe plany na postać Axla, więc .. może taka wersja przypadnie Ci do gustu. Mnie też Stradlin rozjebał. Śmiałam się jak głupia, kiedy to pisałam.
UsuńNie gadasz jak potłuczona ; )
Możesz normalnie wprowadzić mnie do opowiadania jako jego dziewczynę! TAK, to będzie zajebiście! Hahahaha, no, na pewno będę zadowolona!
UsuńAle ma być WIĘCEJ AKSELCIA, MOJEGO KOSIANIA <3
Edzia .. nowa dziewczyna Axl'a ; D . Okej ^^ . Da się zrobić . ;D Ale to w przyszłości. za kilka rozdziałów, jak dotrwam ; P
UsuńMusisz dotrwać, teraz nie ma opcji! Hahaha, serio? Z tym Axlem?
UsuńHaha, dam radę ;D . Nie wiem jeszcze ; D Może kiedyś coś się nawinie ; )
UsuńNowy u mnie.
OdpowiedzUsuńNoo, w końcu udało mi się to przeczytać. ^^
OdpowiedzUsuńPowiem ci tak... Axl tu mnie wkurwia. To znaczy "Pan z wielkim ego" hahahaha. Rozjebało mnie to. ^^
Aa Stradlina z kolei zrobiłaś na jakiegoś pierdolonego romantyka, co powoduje, że cały rozdział uśmiechałam się jak głupia do sera. ; P
No nic, czekam na następne. ;-*
No czeeeeeeść.
OdpowiedzUsuńCzas na mnie, czyli ja i moje schizowe komentarze.
Pierwsze co rzuciło mi się od razu w oczy to słowo "sznytki". ^,^ Rozumiem, że jesteś z Poznania? :D
Izzy gosposia, ahahha ♥
Kurwa mać, o ja pierdole... Nie czuję o co chodzi z tą zmysłowością? O jego spojrzenie, sytuację, pocałunek czy co?
Poślizgnął się na mokrej bluzce...? Albo powinno być podłodze i to tylko przejęzyczenie albo serio leżała tam bluzka i znów nie rozumiem. : c
IZZY WOLI HERBATĘ OD DANIELLSA?! I don't want to live on this planet anymore.
No i wpierdoliła śniadanie i uciekła na widok GUNS N' FUCKIN' ROSES?! Kolejne WTF na mordzie Badaz.
Wiesz co? Jak mogłaś tak źle wpłynąć na mój mózg? Przez Ciebie pomyślałam, że Slash chciał jej zrobić krzywdę! A to przecież takie kochane stworzenie! ♥ MÓWIĄC O TYM: GDZIE DO CHUJA PODZIAŁ SIĘ STEVEN?!
I o co Ci chodzi z tym przeklinaniem? : c Poczułam, że to jakaś żaluzja dla nas. : c XD
Jak czytam te przemyślenia i zachowania tej dziewczyny... Niby chce się rzucić na Izziego, ale najchętniej uciekłaby z krzykiem. Ona mnie po prostu wkurwia i nic na to nie poradzę. Trzęsie dupą na widok Slasha, jakby ją miał razem z niewyżytym Rosem wyruchać na środku kuchni. Najlepiej niech cała piątka ją wypierdoli i zostawi na chodniku - dziewczyna psychicznie się nie pozbiera przez kolejny tydzień, ale nie umrze z głodu, bo jej herbatka i pokrzepująca jajecznica Izziego wystarcza - SUPER WOMAN ♥
Wyjaśnij mi dlaczego ona myśli, że każdy chce ją przelecieć czy skrzywdzić? Nie potrafię tego pojąć. Przecież nie każdy facet jest taki, jak jej ojciec (o ile dobrze pamiętam i mi się nie pojebało), który ją gwałcił.
Rose i jego wieeeeeeeeeeeelkie ego ♥ Uwielbiam, kiedy robicie z niego wcielone zło. ♥
Czy ta para bogaczy, których tak namiętnie opisałaś byli jacyś... Znaczący dla rozdziału czy następnego rozdziału? Bo ja myślałam, że jakoś to rozwiniesz, skoro już mowa o bohaterach epizodycznych, a tu chuj - nic dalej nie wspomniane... Trudno.
; )
Cieszę się, że nie robisz błędów, a przynajmniej nie zauważyłam! Lubię to.
Trzymaj się jakoś po tym wyczerpującym komentarzu, mam nadzieję, że się psychicznie podniesiesz po moich schizach... XDDDDDDD
Pozdrawiam w to deszczowe popołudnie... Haha, dobra, na razie.
hahaha;D
UsuńTak dla jasności akcja opowiadania dzieje się w roku 1991, gdzie mamy czerwiec; )
Z przeklinaniem jest tak, że wszędzie jest megakurwadużo tego wszystkiego, a ja nie chce tyle ; D . Bynajmniej nie w opowiadaniu i nie w myślach bohaterki.
Co do Izzy'ego ... to chodzi o to, że ( jak to już pisałam Czekoladowej) .. CICHA WODA BRZEGI RWIE, ale mniejsza; D
Te myśli, że chcą ją przelecieć będą rozwinięte w późniejszych rozdziałach, spokojnie.
Para bogaczy była opisem okolicy ;D .
I nie, nie jestem z Poznania, ale dziadek pochodzi z tego miasta i dlatego tak mam ;D
Myślę, że trochę ogarnęłam sprawę ;D
Cieszę się, że nie zauważyłaś błędów ;D
Bardzo mi się to podoba :D pisz dalej!
OdpowiedzUsuńPostaram sie nadrobic ;D
OdpowiedzUsuńJezeli masz ochote- wpadaj.
http://welcome-to-the-jungle-motherfucker.blogspot.co.uk/
Hahha Ruchal wzrokiem Xd
OdpowiedzUsuń