Oto rozdział 9, na który czeka.. może kilka osób, nie wiem.
Wiecie co robić po przeczytaniu, prawda ?
..........................................................................
Nie
wiem gdzie jestem. Nie wiem ile czasu minęło. Nie wiem czy w ogóle
kiedyś mnie puszczą.
Zastanawiam
się nad tym, co ja takiego zrobiłem, że siedzę teraz na jakiejś
podłodze, chyba drewnianej sądząc po fakturze.
Opieram
się o ścianę, która śmierdzi czymś dziwnym, dla mnie
nierozpoznanym czymś. Mam związane ręce i zakryte oczy, chociaż
nie wiem dlaczego.
Obok
mnie stoi jakiś garnek czy coś z wodą, ale ponieważ nic nie
widzę, nie chcę ryzykować jakiegokolwiek picia, tak dla własnego
bezpieczeństwa.
Żołądek
domaga się jedzenia, staram się to jednak ignorować, w końcu
jedzenia tutaj nie dostanę. Nawet jakbym dostał to i tak bym nie
zjadł, bo zawsze mogą coś mi dosypać czy coś w tym stylu.
Mam
tylko nadzieję, że ktoś mnie stąd uwolni czy coś, bo ja już nie
chcę tutaj tkwić. Nie chcę się męczyć w tym miejscu za to, że
nie wiem co ja takiego zrobiłem.
Jak
tak siedzę to słyszę różne głosy. Od czasu do czasu wychwytuję
głos kobiety, częściej dwa męskie gderania. Nie wiem o co tutaj
chodzi. Mam nadzieję, że niedługo się czegoś dowiem.
Siedziałam
sobie na ganku w kolejny dzień, w słonecznym mieście jakim jest LA
i myślałam o tym, co się dzieje z moim życiem, a tym bardziej ze
Stradlinem.
Dlaczego
go zabrali? Dlaczego minęło już tyle czasu odkąd wyprowadzili go
z klubu?
Przekręciłam
się w miejscu i spojrzałam na drogę, która była w zasadzie
martwa. Dlaczego tak, a nie inaczej?
Otóż
pewnego dnia, kilka miesięcy temu, Izzy opowiadał mi o ulicy, na
której mieszkał już trzy lata. Z tego co się dowiedziałam, to
powodem tych ciszy na ulicy był brak mieszkańców. Kiedy zapytałam
się dlaczego tak, a nie inaczej, to odpowiedział, że do jakiś
czas są zebrania jakiejśtam grupy i praktycznie cała ulica na to
idzie.
Pytanie
co robią z dzieciakami?
Oddają
je do pobliskiej świetlicy na kilka godzin. A szkoda, bo chętnie
bym się nimi teraz zajęła.
Myśląc
o tym podniosłam swój tyłek ze schodów i weszłam do domu.
Podeszłam
do czajnika, wstawiłam wodę na herbatę i położyłam się spać.
~*~
-Abby,
obudź się! - usłyszałam czyjś wrzask nad uchem. - Szukaj
Stradlina a nie śpisz.
-Och,
zamknij się człowieku. - mruknęłam.
-Nie.
Zrezygnowana
otworzyłam oczy, a tuż nad głową ujrzałam Anastasię, która
miała związane włosy w kok i tradycyjnie bawiła się kolczykami.
-Czego
chcesz kobieto? - spytałam usiadłszy na łóżku.
-Przyszłam,
bo trzeba zastanawiać się nad tym, gdzie jest Izzy, cwelu śpiący.
- przerwała na chwilę.
A
tak w ogóle to woda ci się gotowała.
-Teraz
to już nie ważne. - mruknęłam pocierając pięściami oczy, które
za żadne skarby nie chcą się w pełni otworzyć.
Wstałam,
podeszłam do szafki i włączyłam radio. Leciała jakaś nieznana
mi piosenka. Anastasia jednak tupała nogą w jej rytm. Ona jest
niemożliwa.
-Co
ty masz z tym tupaniem? - spytałam rzucając się na kanapę, która
ledwo stała.
Wzruszyła
ramionami.
-Nie
wiem. To tak jakoś samo przychodzi.
-Śmieszne,
…. ale ok.
Usłyszałyśmy
jakiś dźwięk. Ktoś wszedł do domu. Pewnie któryś z chłopaków.
-Cześć
kobit....y – powiedział Axl po czym łyknął łyka Daniels'a. -
Annie, nie wiedziałem, że tu będziesz.
Zauważyłam,
że lekko się rumieni, co było dla mnie zaskoczeniem.
-Wiesz,
przyjść zawsze można – odparła zgniatając dłoń w pięść.
Nie wiem dlaczego to zrobiła.
-A
faktycznie.
Nie
patrzyłam co się dzieje dalej, ale usłyszałam jakiś huk i
wiązankę przekleństw. Rose pewnie znowu w coś przyłożył. Ten
facet jest niemożliwy, trochę jak Anastasia.
-Nic
się nie stało! - wrzasnął, na co ja parsknęłam śmiechem.
~*~
-Mocno
cię boli? - spytała Annie pękającego z bólu Axla. Ten to już
nie wie co ma ze sobą zrobić.
Mianowicie,
jakby nie zobaczył, że krew kapie mu na stopy, to nic by go nie
bolało.
-Nie
jest tak źle – odparł, po czym skwasił się tak, jakby mu nie
wiadomo co robili. - Kurwa, przestań to robić, bo zaraz zwariuję.
Pan
z Wielkim Ego przyłożył kolanem w wystający kawałek stłuczonego
szkła. Ten to ma szczęście.
-Dobra,
już skończyłam - Annie pozbierała to co trzeba, a na kolanie
zawitał biały, chociaż teraz to już zabrudzony bandaż.
-Dzięki
– mruknął po czym ostrożnie dotknął prowizorycznego opatrunku.
- Kurwa, ale boli.
-Przestanie.
Nie martw się.
Anastasia
poklepała go po plecach, a ja siedziałam na rozwalonym stole, na
którym Axl opierał nogę.
Naszło
mnie na rozmyślanie o tym, gdzie może być Jeff, przecież nie ma w
szafce narkotyków, ale nie wiadomo co z nimi zrobił. Czy sprzedał,
czy wyrzucił? Nie mam bladego pojęcia.
Zauważyłam,
że drzwi wejściowe wpuściły trochę światła dziennego, gdyż
okna były zasłonięte. Podniosłam głowę i okazało się, że
Steven wparował nam do korytarzopodobnego czegoś.
-Siema
kochani moi – powiedział błogim głosem.
-Stary,
co ty jarałeś? - spytałam kiedy podszedł do mnie i chciał mnie
przytulać.
-Nic.
Po prostu mam mega szczęśliwy humor i muszę go wykorzystać. -
odparł wzruszając ramionami.
Przeszedł
obok mnie i złapał Anastasię za dłonie.
-Kochanie
moje, kochanie – zaczął na co ona zrobiła zaskoczoną minę. -
Dlaczego ja tak długo z tym zwlekałem?
I
nie czekając na odpowiedź dotknął jej usta swoimi.
Bez
wahania odwzajemniła pocałunek z zamkniętymi oczami. Szczerze
mówiąc to się z tego nie spodziewałam. Wczoraj nie wyglądało to
na to, aby Steven pocałował Anastasię. Chociaż w sumie, to
chłopak jest mocno najarany, więc pewnie nie ma orientacji z tym co
robi.
Odkleili
się od siebie, co ja skomentowałam głośnym piskiem. Jestem z nich
dumna.
-Co
to było? - spytała przygryzając wargę.
-Pocałunek
- szepnął - Coś na co czekałaś od dawna.
Obdarzyłam
Annie swoim rentgenującym spojrzeniem. Oddychała spazmatycznie,
palcami kreśliła jakieś kształty w powietrzu, a Steven gapił się
na nią jak na jakiegoś anioła, który właśnie spadł z nieba.
Gdyby nie fakt, że wszyscy byli poważni to pękałabym ze śmiechu.
Znowu
nie wiem ile czasu minęło, ale udało mi się zmienić trochę
pozycję, w której siedzę, bo już mnie wszystko bolało.
Przesuwałem
dłonią po podłodze i ścianach.
Nie
wiem jakim cudem, ale przełożyłem ręce z tyłu do przodu, ale
okropnie bolało. Miałem zamiar rozwiązać sobie jakoś oczy, ale
stwierdziłem, że nie będę tego robił, bo może mi się coś
stać. No wiecie, jakby tutaj przyszli i zauważyli, że mam
rozwiązane dłonie i pewnie moglibyście się domyśleć co by się
prawdopodobnie stało.
Usłyszałem
cichy szmer w pokoju obok. Przysunąłem się bliżej ściany i
starałem się nasłuchiwać.
-Pójdziesz
to niego czy mam ci łaskawie skopać dupę? - spytał facet faceta.
Tyle
mogę określić, bo nawet ich nie widziałem.
-Dobra,
pójdę.
Szybko
i z determinacją wróciłem mniej więcej w to samo miejsce, w
którym siedziałem. Schowałem dłonie za plecami, tak na wszelki
wypadek i oparłem głowę o ścianę. Usłyszałem coraz głośniejsze
kroki. Na chwilę ucichły, a moim uszom dobiegł odgłos oddychania.
-Gdzie
są te wszystkie prochy, które miałeś, a za które nie dostaliśmy
forsy?
To
o to im chodzi. Co ja mam im powiedzieć? ''Nie, sorry, ale już
więcej prochów i kasy nie będzie, a tamten towar wyrzuciłem do
kibla, bo kocham swoją pannę?'' Nie, to bez sensu. Myśl, Stradlin,
myśl, bo zaraz mogą to być twoje ostatnie słowa.
-Ukradli
mi – powiedziałem. Mój głos trochę drżał, ale akurat w tym
momencie nie powinno być to problemem, bo sam fakt, że cudem
jeszcze żyję mówił za siebie.
-Śmieszne,
wiesz?
Nie
no, gdybym chciał zdradzić, że mam z bólem rozwiązane ręce, to
na miejscu bym go udusił. W zasadzie to tylko to mnie
powstrzymywało.
Nic
nie odpowiedziałem. Zacisnąłem dłonie tak, że pewnie zbielały
mi kłykcie.
-Odpowiesz
mi coś wreszcie czy chcesz tu uschnąć?
To
była groźba czy prośba? Bo zastanawiam się czy mam się bać czy
nie.
-Ja
mówię prawdę, a ty myśl jak chcesz? Nie obraziłbym się jednak
jakbyś łaskawie rozwiązał mi oczy.
Nastąpiła
chwila milczenia i przyspieszonego oddechu.
-Chyba
śnisz. Nawet nie marz o tym, że w najbliższym czasie zobaczysz coś
innego niż ciemność.
-Dlaczego?
- spytałem uprzejmym głosem. Chciałem być miły, chociaż tak dla
picu.
-Bo
wyobraź sobie, że twoje nędzne zaćpane oczy nie zasługują by
patrzeć na taką twarz jak moja.
W
sumie to jest w tym trochę racji, bo czy moje gałki oczne
wytrzymałyby takie obciążenie? Intrygujące, zaiście intrygujące.
Przeniosłem
nacisk na drugą stronę głowy i starałem się w miarę równo
oddychać.
-Dobra,
nie chcesz na razie nic mówić, to nie, ale wiedz, że to nie jest
koniec. Wrócę tu, nie musisz tęsknić.
Z
tonu głosu tego faceta nie mogę wyczytać nic, nie wiem czy jestem
taki głupi czy co, ale wiem jedno. Jeżeli łaskawie ktoś nie raczy
mnie stąd wyciągnąć, to ja zabawię tutaj na dłużej. Usłyszałem
odgłos cichnących kroków. Poszedł sobie, albo poszli. Tego
jeszcze nie odkryłem. Nie wiadomo jakim geniuszem nie jestem.
Znowu
mogłem wziąć ręce do przodu, zamknąć oczy, chociaż to i tak
bez sensu, bo ja i tak mam je zasłonięte i pochyliłem się na
jeden z boków w nadziei, że przybędzie mi choć odrobina siły,
nie mówiąc już o chęci wpierdolenia kolosalnej ilości jedzenia.
Cholera,
Stradlin, opanuj się, bo przez to jesteś jeszcze bardziej głodny.
Puknąłem
się w czoło, to taki prezent z dedykacją dla mojego cudownego
mózgu.
-Co
powiecie na jakiegoś prywatnego detektywa czy coś? - spytałam
siadając na kanapie tuż obok lepiej czującego się Axla. - Ja
myślę, że to będzie całkiem niezłe rozwiązanie.
Siedzieliśmy
sobie w małej grupce, oczywiście męska część grona miała przy
sobie swój cenny asortyment, za który pewnie daliby się zabić i
obmyślaliśmy jakikolwiek plan chociażby dowiedzenia się gdzie
może być Jeffrey. Nie wiem czy ten cały prywatny detektyw to jest
dobry pomysł, ale mam nadzieję tylko na jedno. Na odpowiedź na
pytanie, gdzie jest Stradlin.
-A
co jeśli on też trafi na trop drag, a na pewno trafi, to co będzie?
- Saul wyglądał na bardzo przejętego tym faktem i mówił w miarę
mądrym tonem, co mnie i Annie bardzo zdziwiło.
-W
sumie to masz jakaś tam racje, ale teraz ważny jest on, a nie
dragi.
Podrapałam
się po czole i zarzuciłam trochę potargane włosy na plecy, bo nie
lubię kiedy wpadają mi do ust. Zamrugałam kilkakrotnie oczami i
spojrzałam na Hudsona z lekko ciekawą miną.
-Dragi
też są ważne, kobieto, chyba nie chcesz żebyśmy wpadli czy coś.
- W jego głosie słychać było zdenerwowanie pomieszane z
oburzeniem.
Teraz
to ja się wkurzyłam.
-Wyobraź
sobie, że jest coś ważniejszego niż twój szanowny tyłek, który
wbrew pozorom nie jest taki ładny jak się wszystkim wydaje –
warknęłam wbijając się w kanapę.
Slash
pewnie zastanawiał się nad jakąś ciętą ripostą, która zapewne
nie chciała go odwiedzić, bo chłopak ma mózg wypłukany przez
chuj wie co, co generalnie wcale mnie nie dziwi.
Kątem
oka luknęłam na powstrzymującą się od śmiechu Annie, która
chowała twarz za plecami Stevena. Nie powiem, że nie jest to fajny
widok, chociaż ja chciałabym mieć tutaj przy sobie mojego
kochanego Jeffa, który potrafi mnie podniecić jednym spojrzeniem.
-Weź
już tak nie myśl, bo ci mózg pęknie. - Duff przejął pałeczkę
w niezłym stylu. -Abby, ja wiem, że dla ciebie Stradlin jest ważny,
ale chyba nie chcesz, żeby w coś wpadł, no nie?
-I
tak już siedzi po uszy, chociaż nie wplątał się w służby
prawne. (dop. aut. Taa, nie wiedziałam jak to napisać) –
burknęłam pod nosem, co chyba go usatysfakcjonowało.
-Ale
chyba nie chcesz by siedział jeszcze bardziej, no nie?
Nie
miałam zamiaru odpowiadać. Chciałam tylko zamknąć się gdzieś
daleko i na jakiś czas nigdzie nie wychodzić. Tak na wszelki
wypadek. Chciałam mieć wszystko za sobą, a Jeffa przy sobie. Móc
poczuć jego usta na swoich, dotyk jego dłoni, móc mieć go tutaj
przy sobie.
Zapytam więc jeszcze raz, bo coś ci nie wierzę - coś ty kurwa ćpała !? TO JEST ZAJEBISTE!
OdpowiedzUsuńCo prawda dziwi mnie parę faktów jak ... to, że te kutasy, które przetrzymują Izzyego go nie pobili czy coś... To dobrze, jak najbardziej, tylko po prostu to ... dziwne, kurwa. ; D
Następna rzecz to WYZNANIE Stevena ... OCH, ACH, KURWA, ECH! No rozpłynęłam się < ja pierdole > a on naćpany, czy nie i tak mnie rozpierdala, więc .. tego nie było. ;d
I ostatnia rzecz -
"-Wyobraź sobie, że jest coś ważniejszego niż twój szanowny tyłek, który wbrew pozorom nie jest taki ładny jak się wszystkim wydaje –" hahahahahhahahahahahahhahaaahahahahhahaha, kurwa, szczam ! W dodatku jeszcze podrasowałam sobie nastrój i widzę POWAŻNEGO Slasha i Abby, która wyskakuje na niego z mordą i ... YEP, KURWA, ZAWAŁ!
Daj szybko nowy. ; )
Stradlin siedzi gdzieś, z jakimiś czubkami, które mają za wysokie mniemanie o sobie za to, ze nie dał im kasy za prochy ktore spuscił w kiblu. Taaa, jednak bycie dilerem, to naprawdę nie popłaca, ale teraz, to Izzy ma małego problema. Bo te czubki, to chyba tak szybko nie odpuszcza i po prostu beda chcieli miec swoja kase, co im sie jednak nie dzwie. Takie interesy. Tez bym chciała miec swoja kase, haha.
OdpowiedzUsuńNo mam wrazenie, ze tylko Abby ma jakas tam chęc aby szukać Izzy'ego, bo reszta jakos nie jest tym przejęta. To ci przyjaciele. Mmartiwa sie tylko o swoje własne tyłki.
Ps: U mnie, od piatku, nowy rozdział :)
Co Ty zrobilas Izzy'emu.?? W sumie co oni zrobili, ale Ty im kazalas.! Tak, jaa to wieeem. Też bym go sobie z miłą chęcią porwała, ale z ciut innym zamiarem... Mmmm...
OdpowiedzUsuńOni muszą go szukać, żeby go znaleźć, a nie... Śpią, robią herbatę, piją, wyznają sobie miłość (hahahahha - padłam), czy co tam jeszcze... No straszne to jest.
Tak w ogóle, to ciekawy pomysł. Ja również spytam 'coś Ty kurwa cpala?' i dopowiem: i czemu się nie podzielilas.?! Nie wmowisz mi, że pisalas to w pełni trzeźwa, czy przytomna. No way.!
Tak szczerze, to niech sobie Isbell chwilke jeszcze posiedzi tam, gdzie siedzi, bo jestem ciekawa co Gunsi będą robić, żeby go znaleźć i 'wybawić'... I co w ostateczności wykminia... Zobaczymy.:)
Czekam na więcej.;)
hahahahaha, ja sama jeszcze nie wiem co wykminią. ; P
UsuńNie wątpię, że coś ciekawego..;)
UsuńBoże jak ja się boje o Stradlina. Chociaż z niego duży chłopaka, ale się boje. Jakoś w tym tygodniu nie idzie mi pisanie komentarzy, ale może się jakoś zmotywuje i coś wydukam . :)
OdpowiedzUsuńJednak po 10 minutach siedzenia nic nie przyszło mi do mojego pustego łba. Także napisze tylko: Fajnie, fajnie, fajnie, a nawet bardzo fajnie. Czekam na więcej!
pisz proszę to szybciej bo ja chce już wiedzieć jak to będzie z tym uwolnieniem Izzyego
OdpowiedzUsuńNie mogę pisać szybciej, bo czasu nie mam -.-
UsuńDodałam coś.. Nie rozdział, ale... Sama zobacz..;)
OdpowiedzUsuńhttp://jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com/
I matko udało mie się wszystko szybciutko przeczytać. I powiem tylko tyle że to jest po prostu wykurwiste.
OdpowiedzUsuńMasz zajebisty styl pisania i w ogóle świetnie się czyta twoje opowiadanie.
Czeka z niecierpliwością na następne rozdziały.
PS.
Zapraszam do mnie jak masz ochotę ;-)
gunsnroses-sweet-child-o-mine@blogspot.com
No i fajnie by było jakbyś mnie informowała o nowych rozdziałam jeżeli jest oczywiście taka możliwość
:-*
Oczywiście, że będę informować ; ) Dziękuję za miłe słowa ; )
Usuń