chciałam tylko powiedzieć, że jest to ostatni rozdział przed świętami, więc pozwolę sobie na ... Wszystkiego najlepszego. Chciałabym zostać na tym blogu bardzo długo, ale oczywiście nie z tym opowiadaniem. Mam pomysł na lepsze. Życzę Wam, czytelnikom abyście żyli jak najlepiej, i w ogóle, i chcę, by byście się mnożyli, bo bardzo zależy mi na cudzej opinii. (bla, bla, bla) Nie umiem pisać takich rzeczy.
Do następnego ;)
.......................................................
-Jakie było jego życie ogólne przed tym całym porwaniem? - spytał pan Walter, prywatny detektyw.
-On był bardzo spokojny, nie wychylał się – zatrzymałam się na chwilę i przełknęłam ślinę. - Dilował.
Generalnie nie zaskoczył go ten fakt, po praktycznie to każdy wie co tu się dzieje.
-Dobra, dziękuję za informacje jakich mi pani udzieliła. Postaram się go odnaleźć aczkolwiek nic nie obiecuję.
-Dziękuję – szepnęłam.
Pożegnałam się z panem Waltersem i kiedy wyszedł zajęłam się swoimi sprawami.
Byłam sama w domu, więc podczas tej drobnej nieobecności skorzystałam z telefonu sąsiadów i zadzwoniłam do prywatnego detektywa z ogłoszenia w jakiejś gazecie.
Posprzątałam trochę, umyłam naczynia i włączyłam sobie radio. Tańczyłam ze ścierką w ręce, co na pewno nie było fajnym widokiem, chociaż może... ktoś by się nieźle uśmiał.
Kiedy piosenka się skończyła, a prowadzący program zaczął coś gadać przeszłam do pokoju i usiadłam na kanapie.
~*~
-Siema, Abby, co masz do żarcia?
Axl powitał mnie bardzo miłymi słowami.
-Jak ty się do mnie zwracasz? - spytałam unosząc kąciki ust ku górze.
-Toż to przecież normalne powitanie, co się bulwersujesz? - Uniósł swoje ręce ku górze. Miałam ochotę lać ze śmiechu.
-Weź sobie coś z lodówki jak chcesz.
Usiadłam na stoliku i głowę oparłam o łokieć.
Od spotkania minęło jakieś pięć dni. Do tej pory ani razu się nie odezwał. Nie mam pewności czy pracuje, czy olał sobie to wszystko i robił coś innego.
Przygryzłam wargę i spojrzałam na drzwi, a raczej tylko kształt drzwi prowadzący do kuchni.
-Kiedy ty ostatnio jadłeś?
-Wczoraj rano. - Chwila ciszy. - Dobra mam.
Wrócił z ręką pełną chleba posmarowanego masłem. Jedną kromkę wsadził do buzi, a resztę położył na zawalonym różnego rodzaju szkłem stół.
Zaryzykowałem i zdjąłem opaskę z oczu. Na początku światło mnie raziło, ale udało mi się przyzwyczaić.
Ku pokrzepieniu serc i dusz ogarnąłem swoje chwilowe ''miejsce zamieszkania''.
Zwykłe białe ściany, w sumie teraz już nie takie białe, otaczały mnie tak, że czułem się jak w klatce. Nawet wiadro z wodą, chociaż generalnie nie wiem czy to aby na pewno była woda czy nie. Staram się tego nie kwestionować.
W lewym rogu stał stolik, na którym leżał mały stosik papierków. Zauważyłem, że obok mnie leży jakiś stary but. Aa, to pewnie on mi tak śmierdział.
Do sufitu przywieszona była zwykła żarówka na kablu, ale się nie świeciła, bo jak na razie było widno, a i oni nie odczuwali potrzeby, by mnie odwiedzić, co ogromnie mnie cieszyło. Obu jak najpóźniej im się o mnie przypomniało.
Usłyszałem jakieś kroki. Cholera, co teraz?
Starając się zachować spokój, oparłem głowę o ścianę za mną i postanowiłem udawać, że śpię.
Kroki zaczęły się zbliżać.
Usłyszałem gniewne mruknięcie.
-Otwórz oczy.
Nie posłuchałem i ciągle siedziałem w bezruchu. Silne, męskie dłonie złapały mnie za ramiona i potrząsnęły moim ciałem w bardzo brutalny sposób.
-Pierdol się – mruknąłem i przechyliłem się w drugą stronę.
Moje serce zaczęło latać jak szalone. Czułem się jakbym się bał. Coś było nie tak.
-Otwórz oczy – powtórzył.
Przełknąłem głośno ślinę, ale nie zareagowałem.
Głośni plask i palący ból na lewym policzku. Biada jego duszy, oj biada.
Odważyłem się otworzyć prawe oko.
O... Boże.
Starszy facet klęczał przede mną i w prawej dłoni trzymał pistolet. Myślę, że nie będzie to łagodna rozmowa. Teraz poczułem się zagrożony. Otworzyłem drugie oko.
Bez żadnych cergieli złapał mnie za gardło i przycisnął do ściany. Cholera.
-Co zrobiłeś z MOIM towarem? - spytał kładąc nacisk na ,,moim'', co nie uszło mojej uwadze. Jestem za bardzo inteligentny.
-Nie twój interes – warknąłem.
-Jak to nie moja? - burknął oburzony. - Oczywiście, że moja. Jakby nie była moja, to nie siedziałbyś tutaj i nie stękał jak małe dziecko, byś był razem z Abby i generalnie nie chcę wiedzieć co byście robili.
Jasne. Zboczeniec pierdolony. Chwila, chwila... CO? SKĄD ON WIE O ABBY?!
-Skąd wiesz o Abby?
Czułem, że krew we mnie się gotuje. Mój towarzysz wlepił wzrok w podłogę, zdobył się jednak na odwagę i spojrzał mi w oczy.
-Nie chcesz wiedzieć – mruknął.
Warknąłem.
-Oczywiście, że chcę.
Nastąpiła ciągnąca się chwila ciszy.
-Jestem jej biologicznym ojcem.
O... kurwa.
Miałem wielką ochotę mu przyłożyć, choćby to miała być ostatnia czynność w moim życiu. Tego tak szczerze się nie spodziewałem, ponieważ kompletnie nie jest do niej podobny, w niczym. Nie ma tych idealnych rys twarzy, oczy nic. Czuję kompletną pustkę.
-Jak to? - spytałem przełykając ślinę. - Jesteś kompletnie do niej niepodobny.
Na samą myśl o Abby zrobiło mi się ciepło na sercu, aczkolwiek wiedziałem, że ta cała moja przygoda nie skończy się dobrze.
-No tak, przecież twój zasrany mózg nie potrafi tego zrozumieć.
Czułem, że zaraz wybuchnę i uduszę tego cwela na miejscu. Ścisnąłem dłonie tak, że aż zbielały mi kłykcie.
Zamknąłem oczy, ale tylko na chwilę. Wolałem zachować jakąś tam ostrożność, aczkolwiek nie obiecuję, że cokolwiek z tego wyniknie.
-Zamknij się.
Wybuchnął śmiechem szaleńca, co bardzo mnie zirytowało. No błagam, niech mnie ktoś trzyma, bo zaraz go uderzę. Niech się cieszy, że jeszcze siedzę.
-Pozwolisz, że ponownie zapytam – zaczął i podrapał się po głowie. - Gdzie sjest mój towar?
-Jak to gdzie? - odburknąłem i podniosłem swoje idealne cztery litery, ale niestety tylko o kilka centymetrów, bo ten idiota popchnął mnie na dół tak, że uderzyłem głową o ścianę za mną, co skomentowałem cichym sykiem.
-Pytam się gdzie i czekam na odpowiedź. - powiedział z powagą w głosie, ale po oczach widziałem, że miał zamiar mnie zachlastać na śmierć. Trzymajcie mnie no błagam.
-To się nie doczekasz – mruknąłem pod nosem.
Kolejny plask, tym razem z drugiej strony. No niech ja go tylko dopadnę.
-Nie chcesz mówić to nie.
Nawet nie zauważyłem, kiedy podniósł pistolet i przestrzelił mi rękę. Cholera. Co za skurwiel.
Spojrzałem na prawą dłoń, z której ciurkiem ciekła trochę zbrązowiała krew. Zdałem sobie sprawę, że pocisk nie przeszedł na drugą stronę. Jak tylko ten, chwila... zabrakło mi określeń? Nie, już wiem. Debil... będzie łaskaw mnie opuścić to opatrzę to sobie choćby kawałkiem materiału oderwanego od mojej bluzki, chociaż teraz nie wygląda to jak bluzka.
-Wyrzuciłem.
Pójdź sobie, pójdź sobie, błagam.
Pulsowały mu skronie, ale w jego oczach zobaczyłem rezygnację. Machnął ręką i wyszedł z pokoju zamykając drzwi na klucz. Dar od niebios kurwa!
Szybko usiadłem wygodniej i podniosłem poranioną dłoń do góry. Zapiekło, a na podłogę leciała krew. Dotknąłem lekko i stwierdziłem, że będzie bolało, ponieważ nie mam czym tej kuli wyjąć.
Przeszedłem się po pomieszczeniu i szukałem czegoś czym mógłbym rozciąć dłoń od wewnętrznej strony, bo tak byłoby mi łatwiej pozbyć się kuli, która tkwiła w takim miejscu, że cieszyłem się, iż nie rozcięło mi żadnego ścięgna, czy żyły czy chuj wie czego. Nie uważałem za bardzo na lekcjach biologii.
Kiedy przeszukiwałem jakieś stare worki z zardzewiałymi rzeczami znalazłem jakiś stary, zdezelowany nóż i kawałeczek papieru ściernego. Taak, jestem mistrzem.
Usiadłem na podłodze i położyłem moje znaleziska przed sobą. Mimo okropnego bólu i wielkiej ilości krwi pocierałem papierem o nóż, o ile można to nazwać nożem.
Po mordęgach, które udało mi się wytrzymać sprawiłem, że kawałek... noża wyglądał w miarę przyzwoicie. Byłem z siebie dumny.
Wysunąłem dłoń przed siebie i dokładnie obejrzałem swoją dłoń. Krzywię się na samą myśl o tym wszystkim, cholera. Nie jest dobrze.
Obmacałem tak lekko ranę i odwróciłem ją wierzchem do góry. Przejechałem palcem po skórze. Auć. Chwyciłem swoje świeżo wypolerowane cudeńko i przytknąłem do malutkiego uwypuklenia.
Boże, daj mi sił, żeby się udało.
Wstrzymując oddech mocno przejechałem sobie po widocznym śladzie obecności naboju. Szybko otworzyłem oczy i wepchnąłem palec na tyle, by poczuć pocisk. Wepchnąłem mocniej i zauważyłem, że ciało obce w mojej dłoni wychodzi. Eureka! Jestem geniuszem. Trochę mocniej i mocniej, i mocniej, i udało się. Usłyszałem ciche uderzenie naboju o podłogę. Odetchnąłem z ulgą. Teraz trzeba sobie to czymś obwiązać. Szybkim spojrzeniem spostrzegłem, że w rogu leży kawałek szmatki. Podbiegłem i podniosłem materiał. Stwierdziłem, że będzie pasował na tyle, by trochę zatamować krwotok. Przyłożyłem do rany, okręciłem tak, żeby zakrywało dłoń z każdej strony i nieudolnie zawiązałem. Bolało, ale nie tak bardzo jak na początku.
Chwyciłem inny fragment i owinąłem jeszcze raz, tak na wszelki wypadek. Następnie wytarłem, ale nie dużo krew, po części zaschniętą, na podłodze. Nóż wrzuciłem do worka i zmęczony opadłem na cztery litery. Czułem ulgę, że nie ma pocisku w mojej dłoni, jednak wiedziałem, że to nie koniec problemów.
Niespodziewanie udało mi się usłyszeć jakieś głosy.
Poprawiłem pozycję i nasłuchiwałem.
-Nie wiem kiedy coś z niego wyciągniemy – to był głos kobiety, ale trochę taki... niski. - Mam nadzieję, że Abby nie będzie go szukać, bynajmniej nie powinna, chyba głupią idiotką nie jest.
Na sam dźwięk jej imienia moje serce wariowało. Nie mogłem się powstrzymać przed wspomnieniami tej pięknej nocy i w ogóle. Musiałem się jednak otrząsnąć, ponieważ za drzwiami może czekać śmierć.
-Ochujałaś kobieto?! - wrzasnął tamten gościu. Poznałem go po głosie. Rzekomy ojciec mojej pięknej laski.
-Nie.
Próbowałem coś wyniuchać, ale słyszałem tylko pojedyncze słowa.
Polizałem swoje usta w celu ich nawilżenia, ponieważ wyschły mi jak głupie. Abby musi coś z tym zrobić. Powstrzymując fantazje i rozmyślania na ten temat postanowiłem się zdrzemnąć, chociaż przy odpowiedniej pozie i tak bolała mnie ręka. Spojrzałem jeszcze raz i nie wiem kiedy zasnąłem. Miałem tylko nadzieję, że ktoś będzie łaskawy mnie znaleźć.
No dobra to będę pierwsza. Fajny i to bardzo. Ciekawe czy go w końcu wypuszczą? No ile można trzymać. Debil jak on mógł jemu rękę przestrzelić? Jeszcze okazało się, że on jest jej biologicznym ojcem. No ja...(i tutaj występuje kilka nie przyzwoitych słów). Od dupy strony zaczęłam. Chce wspomnieć, że ten dialog z Axlem mnie rozwalił. :D
OdpowiedzUsuńCo kurde... Jak on mógł sprzedać kulkę Stradlinowi!?
OdpowiedzUsuńCo za chuj i to jeszcze biologiczny ojciec Abby? Nieźle to wszystko wymyśliłaś.
Tatuś chyba chce bardzo skrzywdzić córeczke
no niech oni go już wypuszczą.
Czekam na następny z niecierpliwością
:-D
U mnie nowa notka, zapraszam :> Jeśli mam nie informować-napisz.
OdpowiedzUsuńHmm, obawiam się, że praktyce, to Izzy tak by nie dał rady wyjąć sobie tego naboju i ogólnie, to by się wykrawił zanim zdązył by co kolwiek zrobić. No i w sumie, to wyszło, że to ojciec Abby? No nie jest to jeszcze pewne. Jakoś to opowiadanie staje się co raz bardziej pokecone. Mam wrażenie, że nikt się nie przejmuje zniknięciem Stradlina, tylko sama Abby. Hmm.. no sama nie wiem. Jakoś mi ten rozdział nie przypadł do gustu. Niby coś tam się wydarzyło, ale ciagle mam wrażenie, że akcja stoi w miejscu.
OdpowiedzUsuńWiem, że w praktyce wygląda to inaczej.
UsuńCo do tego, że akcja tkwi w miejscu to... jestem tego świadoma i przepraszam za to. Mam nowy pomysł, chcę skończyć jakoś ten, żeby nie urwać akcji przy rozwiązaniu i w ogóle i zajmuję się nowym pomysłem, który generalnie już realizuję w wolnych chwilach.
Musiałam zrobić przerwą na rzyganie, jak sobie nabój wyciągał. Nie lubię takich rzeczy... Tzn. Nie lubię o tym czytać i słuchać. Ale przeciw oglądaniu, albo mówieniu o tym nie mam nic przeciwko..x) Nie pamiętam z czego to, ale: "Przytrzymywał ręką wnętrzności, które wypadały przez dziurę w brzuchu" - Mrr. Jedyny moment z tej książki, który pamiętam. Więc możesz być pewna, że na pewno zapamiętam ten rozdział..;P
OdpowiedzUsuńI niech oni go już kurrwa uratują, bo nie wytrzymuję już z myślą, że Izzy gdzieśtam jest z biologicznym ojcem Abby, a oni niewiele robią, żeby go znaleźć. No teraz Abby poszła krok dalej, ale i tak mało..
Fajnie, ale niesmacznie. Dziękuję..;)
Okk, zacznę od tego, że sorry, że dopiero teraz zwlekłam dupę, ale ... wiesz, ja leniwy człowiek jestem.
OdpowiedzUsuńCzyli jednak wynajęli detektywa, hm? Ciekawe, ale nic nie poradzę, że ten cały Walter wydaje mi się taki sztuczny... Taki kurwa, męski plastik. ; o ale chuj z nim.
Dalej jest jakże długa wzmianka z perspektywy Abby, a dalej Stradlin. Hm, mnie mimo wszystko nie ruszył opis "wyciągania naboju", ale to nie zmienia faktu, że to niezbyt realne, niestety.
...
...
...
No kurwa, nie wiem, co napisać, serio. Sorry.
...
...
...
A! Masz wpierdol za prawa autorskie, kochana! ;>
Powiem, ci, że wiem, że to nierealnie, nie bój żaby. wiem, o wszystkim co za głupoty tu nabazgrałam, wiem, że ten rozdział jest do dupy, wiem, że czas skończyć tę bezsensowną paplaninę, czymś co nazywa się Epilogiem i zostawić to w cholerę, bo to jest bez sensu. Jak zaczynałam to wszystko wydawało się lepsze fajniejsze. Nie chcę jednak porzucać tego opowiadania i je jakoś skończyć tyle. Jeszcze rozdział, ewentualnie dwa i koniec tej bezsensowności, sama wiesz, że mam coś o wiele lepszego. Pomysł, gdzie jeszcze nigdy się z nim nie spotkałam. ale to nieważne. wiem, że to bezsensowne, tak więc na spokojnie przyjmę słowa krytyki, bo sama tak myślę.
UsuńCo do praw autorskich, to kapnęłam się po fakcie, w następnym rozdziale napiszę wieelką czcionką odnośnie Twojego pomysłu. Przepraszam ;-*
A ja zapraszam do siebie ; )
OdpowiedzUsuńhttp://nobody-understand-why-we-r-here.blogspot.com/
Dopiero zaczynam ;p
A twoje rozdziały przeczytam później i na pewno skomentuje ; )
Cześć :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam coś nowego. Nowy blog, nowe opowiadanie, nowy temat :3
Akcja, która się tam toczy będzie miała związek z Gn'R, ale nie do końca. Wystąpią tam również takie zespoły jak np. The Rolling Stones, Led Zeppelin, KISS, Motley Crue. Ogólnie mówiąc kapele lat 60, 70 i 80. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Zapraszam serdecznie. ;)
http://for-sex-and-rock-n-roll.blogspot.com/