Będzie jeszcze epilog. postaram się dodać go w tym tygodniu, tak, żeby zakończyć tę historię wraz z kończącym się rokiem kalendarzowym, a w nowym roku, jak będe miała trochę czasu to zacznę publikować nowy, o wiele lepszy pomysł, który rodził się w mojej glowie od dawna. Utwierdzenie mnie w przekonaniu, że to będzie dobre zawdzięczam jakiejś czytelniczce bloga czekoladowa.ksiezniczka , gdyż widziałam komentarz i mnie olśniło, dziękuję.
Generalnie całe opowiadanie zadedykuję czekoladowej, ponieważ ona pokazala mi Gunsów i ogólnie tego typu muzykę. To dzięki niej powstawało te opowiadanie, to ona za każdym razem kiedy mówiłam, że nie dam rady skończyć jakiegoś rozdziału czy czegoś miała ochotę przypierdolić mi z glana w twarz (czasem i tak masz takie chęci, nie?). mogłabym tak pisać i pisac, ale mamy rozdzial do czytania ^^.
a i jeszcze jedno, pewien pomysł dała mi Czekoladowa, i kieruję do niej pewną cześć praw autorskich. ; )
Już kończę to ględzenie. enjoy ^^
................................................................
Siedziałam na ganku, przy kubku herbaty. Miałam
ochotę coś rozpierdolić, jednak stwierdziłam, że potem będę musiała to sprzątać
i to bez sensu.
Pan detektyw wczoraj powiadomił mnie, że wpadł na
pewną poszlakę i idzie jej tropem. Jestem ciekawa co z tego wyjdzie.
Może z wierzchu nie widać, że się tym wszystkim
przejmuję czy coś, ale ja naprawdę się o niego martwię. Tak mocno się martwię.
Czuję, że z tego wszystkiego nie wyjdzie nic
dobrego. Coś się wydarzy i w sumie to nie chcę wiedzieć co. Trochę to wygląda
tak jakbym się bała. Ja się nie boję. Ja tylko coś przeczuwam.
Upijam kolejny łyk chłodnej już herbaty i oparłam
głowę o słupek po lewej stronie. Zamknęłam oczy i na chwilę odpłynęłam.
- Witam – usłyszałam niski, męski głos. Detektyw (
dop.aut. Paprotka od siedmiu boleści ;P ).
- Dobry.
- Chyba go znalazłem.
Pozwoliłam sobie na krótkie przetworzenie
informacji. CO?! ON ZNALAZŁ STRADLINA. JEST MOIM BOGIEM.
Myślałam, że ze szczęścia wyskoczę z siebie i stanę
obok, ale ta cała radość nie trwała długo, bo uświadomiłam sobie, że na pewno
coś będzie z nim nie tak. Pewnie nie dostawał jedzenia, pewnie go torturowali,
albo coś takiego. Na pewno będzie wymęczony.
Spojrzałam na twarz faceta, który usiłował dotrzeć
co ja wyczyniam. W sumie to ma racje. Głupia ja.
-Gdzie on jest? – spytałam twardo patrząc w jego
oczy.
Zacisnęłam dłonie w pięści.
- W innym mieście, na odludziach w starych budynkach.
Mogę panią tam zaprowadzić.
Kiwnęłam potakująco głową.
- Niech pan chwilkę poczeka.
Wpadłam do domu jak poparzona i wrzeszczałam jak
głupia.
- Chłopaki, chyba mamy Stradlina. Chyba się
znalazł.
Usłyszałam jak zbiegają z góry i ustawiają się w
rządku przede mną. Anastasia również.
- Nasz detekcio nas zaprowadzi.
Zacząłem się przebudzać. Ręka piekła
niemiłosiernie, a żołądek domagał się jedzenia. Uniosłem głowę do góry i
dojrzałem, że przez szpary między dachem a ścianami przebija się jasne światło
słońca. Czyli pewnie mamy dzień.
Podźwignąłem się na tyle, by usiąść na tyłku.
Mogłem zobaczyć jak tam mój zacny opatrunek.
Szmata była cala czerwona, czułem, że przykleiła mi się do ciała i
zatamowała to krwawienie ( dop.aut. tak, wiem, że to wszystko jest nierealne ).
Z braku laku położyłem się z powrotem
na podłogę i miałem zamiar
zasnąć. Chociaż wtedy nie czuję głodu jaki płonie w moim żołądku. Nie chciałem
tego czuć, nie teraz, nie, kiedy wystarczająco dużo tutaj wytrzymałem. Nie wiem
ile to dokładnie było. Może nawet nie chcę wiedzieć. Nie wiem.
Wlepiłem wzrok w zasmolony sufit i odliczałem
kolejne sekundy trwania tego wszystkiego. Było to oczywiście bezcelowe, bo
nawet nie wiedziałem która godzina. Nie wiedziałem który dzisiaj dzień. Nie
wiedziałem co się dzieje u Abby i chłopaków. Jak rozwijają się relacje między
nią, a Annie. Nie wiem kurwa nic. Nawet nie wiem po co mnie tu trzymają.
Po co mnie tu trzymać, kiedy ja wiem, że nie chcę
już dilować, że chcę zacząć tak jakby…
nowe życie razem z Abby.
- Daleko jeszcze?
- spytałam z nerwów obgryzając wszystkie paznokcie u rąk.
- Zaraz będziemy, spokojnie.
Nagle moim oczom ukazał się mały budynek z lekko
dziurawym dachem. Dookoła chodziło dwoje goryli, a w drzwiach stal trzeci. Coś
myślę, że nie będzie łatwo się tam dostać. Założę się, że jeszcze w środku jest
kolejny goryl i zapewne jeszcze inni. Nie damy rady. Oni mają broń i inne
duperele, a my? Co my mamy? Butelkę Danielsa pieszczoną przez Duffa, na jego
własnych kolanach. Ten to zawsze znajdzie czas dla procentów. Podziwiam jego
wytrwałość.
- Czy jest tu ktoś tak niezauważalny, że bez trudu
przeciśnie się między wzrokiem tych pacanów? – Axl jak zwykle tryskał pełnym
spokojem i sarkazmem.
Steven prychał jak zdyszany koń, a jego włosy chyba
żyły własnym życiem. Wiem tyle, że mam
mega nieogarniętą grupę wybawczą. No niesamowicie. Czuję się po prostu
świetnie.
~*~
- Co ty tutaj robisz? – warknęłam na tego bydlaka
kiedy tylko jeden z goryli poszedł gdzieś… pewnie mu się szczać zachciało.
Bynajmniej właśnie naprzeciwko mnie stał mój jakże ukochany tatuś, który wbrew
wszystkiemu celował we mnie nowiusieńkim Glockiem. Zapierdolę skurwysyna nawet
gołymi rękoma.
Dlaczego ja go tutaj spotykam. Hm… widocznie on
jest zamieszany w tę całą sprawę z narkotykami. Czemu mnie to nie dziwi? Odkąd
pamiętam był takim ćpunem tak więc to wszystko nie jest dla mnie zaskoczeniem.
- Och, kochana jedyna moja córeczko – zaczął uśmiechając
się w stylu chochlika. – Jak ja dawno cię nie widziałem.
- Jasne, jakże mocno się stęskniłam – burknęłam pod
nosem.
Podszedł bliżej, prawie tak, że byłam w stanie
wyczuć jego okropny oddech. Matko, już nawet z paszczy Duffiastego tak nie
jebie.
Musiałam szybko wymyśleć sposób na dostanie broni w
moje ręce. Musiałam ją mieć. Oni mają ich kilka, to ja chcę chociaż jedną.
Mogę przecież uderzyć go w jaja jak się zbliży
jeszcze bardziej. On powinien się skulić i zająć swoim wszędzie pchającym się
kutasem.
Odważyłam się spojrzeć mu prosto w oczy. Nadal
raziły swoją nienawiścią do wszystkiego i wszystkich, teraz czułam, jak
przebłysk wspomnień wraca. Błagam, tylko nie teraz.
Tak powoli przysunęłam się bliżej niego. Biedaczyna
nawet nie zdawał sobie sprawy, że za chwilunię zabiorę mu tę piękną broń i
przestrzelę mu stopę. Musze tak zrobić.
Z zamkniętymi oczami podniosłam kolano i czyniłam
swoją powinność. Miałam dosłownie sekundę na zabranie Glocka mojemu
przeciwnikowi. Chwyciłam go i wyciągnęłam z lekko osłabionego uścisku dłoni.
Czuję się jak jakiś agent specjalny czy coś.
Odważnym ruchem strzeliłam mu w stopę.
Pisnął i przewrócił się na lewy bok. Wpadł na
stolik i pewnie rozciął sobie ramie o zbitą szklankę. Zresztą, co mnie on
obchodzi.
Przecisnęłam się przez zawalone jakimiś gratami
pomieszczenie i zobaczyłam zamknięte drzwi prowadzące do czegoś na końcu
korytarza. Muszę iść i zobaczyć co za nimi jest. Może to Izzy? Mam taką
nadzieję.
Podeszłam bliżej i dotknęłam klamki. Nacisnęłam.
Zamknięte. Co mogę zrobić, by to otworzyć? A tak, trzymam przecież nowego
Glocka w dłoni.
Podniosłam broń do góry i skierowałam ją na zamek.
Nacisnęłam spust i po okolicy rozległ się kolejny huk.
- Co do chuja… - usłyszałam czyjś głos. Chwila, to
przecież Stradlin!
Teraz już nie obchodziło mnie, co dzieje się za
moimi plecami. Nieważne co robili chłopacy, ani Anastasia. Teraz szłam do
niego, tylko do niego.
Pchnęłam drzwi i zobaczyłam skulone ciało leżące na
podłodze. Wyglądał strasznie. Owinięta dłoń, która była cała we krwi. Co tu się
działo? Aż się boję. Zrobiłam kilka kroków do przodu. Podniósł głowę i spojrzał
mi prosto w oczy. Widziałam ból i zmęczenie, był również strach.
Podbiegłam i klęknęłam przed nim. Złapałam go za
nieowiniętą rękę i pocałowałam prosto w usta.
- Co ci zrobili? – spytałam oburzona. – Za co to
wszystko.
Westchnął i wlepił wzrok w podłogę. Nie wiedziałam
co mam zrobić, żeby jakoś mu pomóc w tym wszystkim. Nie wiem.
- Wyrzuciłem wszystkie prochy jakie miałem i
próbowali wyciągnąć ze mnie dlaczego to zrobili i jakoś mnie ukarać. –
powiedział strasznie słabym głosem. – Twój ojczulek już działał w tym kierunku.
Mówiąc te słowa podniósł zakrwawioną dłoń.
Myślałam, że zaraz coś rozniosę. Dla naszego bezpieczeństwa odłożyłam glocka
gdzieś na podłogę. Nie chciałam mu przecież rozstrzelać kolejnej części ciała.
- Co on ci zrobił w tę rękę?
- Strzelił właśnie tym pistoletem co masz ty. Skąd
go masz?
Zmarszczyłam czoło.
- Zabrałam mu. – Chwila milczenia pomogła mi się
zastanowić. – A teraz chodź, bo zaraz na pewno tu wpadną i nie chcesz wiedzieć
co mogę zrobić.
Wyszliśmy z pomieszczenia, potem udało nam się
wyjść z budynku. Niestety na zewnątrz nie mieliśmy takiego szczęścia, bo
spotkałam zaćpaną mamuśkę. Grr… dlaczego mnie to nie dziwi?
Nie zwracałam na nią uwagi dopóki pocisk nie
przeleciał mi przed oczami. Chyba się tak zaćpała, że straciła zdolność celowania.
Straszne, naprawdę.
Zdenerwowana strzeliłam w jej kierunku. Nie wiem
gdzie wycelowałam, ale słyszałam jak klnie i mówi coś w stylu ,,córeczko jak
mogłaś’’. Mnie to w ogóle nie ruszyło. Zasrana szmata.
Złapałam Izzy’ego za rękę i pociągnęłam tak, by
szedł za mną. Zobaczyłam chłopaków usilnie próbujących jakoś ochronić się przed
gorylami. Anastasia stała z boku, schowała się za drzewem i nikt jej nie
widział. Sprytna dziewczyna. Pomachałam jej, a do chłopaków krzyknęłam, że
wracamy. Detektyw też nie dawał sobie rady z Maleńkimi Gorylkami. Fajny mi
detektyw, naprawdę.
Zebraliśmy się nie liczyłam w ilu i wcisnęliśmy się
jakoś do samochodu, co i tak graniczyło z cudem.
Po chwili ślamazarnie pędziliśmy (dop.aut. o matko,
co ja piszę ;O) autostradą. Cała gromada tamtych na razie nas nie goniła.
Pewnie mamusia złapała trochę rozumu na zakończenie jej nędznego życia. Nie, to
niemożliwe.
Starając się tym nie przejmować przekręciłam głowę
tak, by patrzeć Stradlinowi w oczy. Może nie było to za wygodne, ale teraz
miałam to gdzieś.
- Kocham cię – szepnęłam, po czym nasze usta
zetknęły się na chwilkę.
- Ja ciebie też kocham i zawsze będę kochać.
Łosz Kurwa... Ale popędziłaś z akcją..xD Jak dla mnie rozdział fajny. Wiem, że dla mnie prawie wszystko jest fajne, ale ten jest serio zajebisty.;D
OdpowiedzUsuńUratowali mi kochanka, fuck yeah.! Już się o niego bałam. Ale 'detektyw' go znalazł (powiem Ci, że byłam w niezłym szoku) , ale uratować go to już nie umiał i wszystko musiała zrobić Abby. Nie spodziewałam się po niej takiego zdecydowania z Glockiem w dłoni. Zaskoczyła mnie.
Ehh, Duff.. Zawsze jest czas, żeby się napić. Dzisiaj możemy pić z okazji czwartku, albo z okazji tego, że przed chwilą zjadlam śniadanie. Co Ty na to.? :D
A Stevie.. Prychal jak koń.? ..xD Kocham go, ale mnie rozpierdala (w pozytywnym tego słowa znaczeniu)..;)
Może lepiej, że to kończysz. Tzn podobało mi się, ale od pewnego czasu widać, że starasz się to na siłę doprowadzić do końca. I w efekcie powstał ten porąbany rozdział i powstanie epilog, tak.? ;D
Pozdrawiam i czekam na epilog i nowe opwiadanie..;*
Tak. miałam za duzo luk w pomyśle, pisałam wymuszenie, i dlatego kończę.
UsuńOhh, sooł słiit. ; 3
OdpowiedzUsuńDedykacja!? Dla mnie!? Cały kurwa blog!? O ja pierdole kurwa jego mać, się wzruszyłam...
Ale do rzeczy...
Cóż mogę powiedzieć... Może to, że ten detektyw to dupa i pewnie nie byłoby tego wszystkiego, gdyby sobie jaja wyhodował. Ale do rzeczy - to całe ... kurwa, nie wiem jak to nazwać... Może "odwet Izzy'ego" ? To to nie przypominało akcji ratowniczej tylko kolejne porwanie, ale to szczegół, z którego chuj wie dlaczego miałam niezły ubaw. No, pomijając moment, gdy Abby zabiła(?) swoją matkę. Wiesz, może to i była suka, ale dziwi mnie, że zrobiła to z aż TAK zimną krwią i ... ledwo żywym Stradlinem obok. I w dodatku ... ojca oszczędziła. ;o
Coś jeszcze? ostatnia scena " Starając się tym nie przejmować przekręciłam głowę tak, by patrzeć Stradlinowi w oczy. Może nie było to za wygodne, ale teraz miałam to gdzieś.
- Kocham cię – szepnęłam, po czym nasze usta zetknęły się na chwilkę." KURWA, AWW!
Powiem, że ona nie zabiła tej matki, spokojnie .;D ja przy ostatniej scenie się rozpłynęłam .
UsuńA ja tak czytam i czytam, a tu koniec. Ach mój rozdział nie lepszy. Nie wiem co mam pisać, zatkało mnie i tyle. Hahaha "najdłuższy" komentarz jak narazie. Ale dlaczego to jest ostatni rozdział?? Dlaczego? Przy ostatniej scenie rozpłynęłam się... :D
OdpowiedzUsuńOjejku ale szybko skonczylas.
OdpowiedzUsuń:-(
Szkoda bo fajny rozdzial. Troche przeskoczylas z akcja ale na serio zajebisscie ci to wyszlo. Nie sadzialam ze Abby zbierze w sobie taka odwage zeby strzelic do Matki i Ojca ale w sumie takich starych miec to przejebane wiec tak jak sie nad tym zastanawiam to pewnie tez bym sie nie zawahala.
Izzy sie znalazl i kurwa wszystko dobrze sie skonczylo
Kurwa jaki ZJEBANY komentarz . WYBACZ!
No to skoro mowisz ze bedziesz pisac cos nowego to ja juz sie nie moge doczekac
:-*
A ja powiem, że owy dedektyw nie jest profesjonalistą. To on nie wie, że jak sie kgoś obija od gansterów, to się zabiera ze sobą policję? To on nie wie, że mógł przyczynić się do smierci paru ludzi i tak po prostu sobie przychodzi i mowi, ze moze zabrac Abby do Izzy'ego. Skoro ten dedytkyw jest taki mało profesjonalny, to ja nie wiem, jakim cudem on znalazł Stradlina.
OdpowiedzUsuńrównie dobrze, to mógł zawsze być nacpany jakoś czy coś. wiem, że ten detektyw jest kompletnie bez sensu, ale ja tutaj mam z niego niezłą beke.
UsuńMam zamiar wystartować z nowym opowiadaniem, na razie nic jeszcze tam szczególnego nie ma... Ale gdybyś była zainteresowana o to link : http://i-think-about-you-lover.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń