1 stycznia 2013

Ostatni Strzał - Rozdział 1

Pozwolę zacząć sobie ten rok dodanym rozdziałem ;D 

Enjoy ^^ 
..............................................

- Zaraz usnę, nie wiem jak ty – powiedziała Mary opierając się o drzwiczki samochodu. – Kiedy dojedziemy do domu ?
Jack skręcił w ulicę prowadzącą do biura ojca, ale to nie tam jechali. Zmarszczył czoło i szybko spojrzał na żonę.
Jej jasne blond włosy opadały na zmęczone ramiona, a oczy ślepo patrzyły się na budynki w tej okolicy.
Właśnie wracali z zakupów. Musieli kupić potrzebne rzeczy, kilka ciuszków dla ich córki i przy okazji odwiedzili przyjaciółkę Mary, Penelope.
- Jeszcze trochę i będziemy  - mruknął przerzuciwszy biegi.
Wjechali w małą alejkę, ponieważ Jack chciał jechać trochę na skróty. Nie mógł niestety dalej prowadzić wozu, bo na alejce coś leżało. To coś było duże.
Mary spojrzała na męża z przestraszoną miną. Złapała go za dłoń i razem wyszli z samochodu. Podeszli bliżej i zobaczyli ciało. Było całe we krwi, a poszarpane zębami mięśnie odkrywały białe kości, przebijające się przez otoczkę zakrzepłej, śmierdzącej krwi.
-  O cholera – szepnęła i odwróciła wzrok. Miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje, chociaż generalnie nie ma czym. – Jack, trzeba do kogoś zadzwonić. Nie można go tutaj tak zostawić.
- Jasne już dzwonię.
Wyjął telefon z kieszeni i poszukał numeru do ojca Mary
Pierwszy sygnał.
Drugi sygnał.
Trzeci.
Czwarty.
- Michael McKagan, słucham.
Jack nigdy nie polubi tego gadania tak oficjalnie. Przecież ma zapisane, kto dzwoni to dlaczego się służbowo przedstawia? Pokręcił głową.
- Znaleźliśmy ciało.
- Co? – spytał. Jack usłyszał głośne podnoszenie tyłka z miękkiego biurowego fotela. – Gdzie? Zaraz tam będę.
- Downtown.
- Zaraz tam będę, czekajcie.
Jack nie zdążył się rozłączyć i usłyszał głośny sygnał, że druga strona skończyła rozmowę.
- Do kogo dzwoniłeś? – spytała Mary kucając przy samochodzie. Było jej niedobrze. Czuła smród rozkładającego się powoli ciała, który sprawiał, że chciało jej się wymiotować.
Jej mąż podszedł do niej  i podniósł jej głowę łapiąc za brodę.
- Do twojego taty.
Oczy Mary powiększyły się i ilustrowały wszystko dookoła włącznie z tym okropnym ciałem. Spojrzała na Jacoba. Ich oczy się spotkały i wtedy nadjechał Michael.
Wybiegł z auta razem ze swoim pracownikiem. Mary próbowała sobie przypomnieć kto to jest, ale chwilowo była zajęta powstrzymywaniem odruchu wymiotnego.
- Kochanie – szepnął Jack – idź do samochodu, nie będziesz tak tego wszystkiego czuć, okej?
Kiwnęła głową i z pomocą męża wyprostowała nogi. Podreptała do auta, by za chwilę się w nim zabunkrować. Grr, nienawidzi takiego widoku i zapachu. To nie dla niej.
Odważyła się wyjrzeć przez okno. Krzątali się i gorączkowo rozmawiali.  Pracownik ojca wyciągnął telefon. Poszukał czegoś i przyłożył go do ucha.  Mary widziała jak szybko rusza wargami.


- Kolejne ciało, tym razem na Downtown. – Jeffrey usłyszał przez słuchawkę. – Szef mówi byś był tu jak najszybciej.
Rozłączył się. Stephanie, żona Jeff’a patrzyła się na niego miną ‘’idź, wiem, że robota wzywa’’. Ten tylko kiwnął głową, wstał, cmoknął ją szybko w usta i wybiegł z domu, by szybko wsiąść w samochód.
Jeżeli Michael chce, by był jak najszybciej, to musiało stać się coś poważnego. Nie było innego powodu, by zabierać mu dzień, który zaplanował sobie na spędzenie z żoną. Miało być tak romantycznie tak jak kiedyś. Chciał odbudować relacje między nimi. Niestety musiał gnać do pracy, bo stało się coś bardzo ważnego.
Skręcił w ulicę na której stały dwa samochody. Jeden był Michaela, a drugi pewnie jego córki i jej męża. Poznał kto siedzi skulony na fotelu pasażera. To na pewno Mary. Przyglądała się co oni takiego robią.
Przeszedł obok, przy okazji, puknął pięścią w przednią szybę. Nie spojrzał jak zareagowała Mary, bo podszedł do niego Michael i zajęli się pracą.
- Jack zadzwonił do mnie, że znalazł ciało i od razu przyjechałem. Strzał z niewielkiej odległości, prosto w serce. Ktoś zrobił to celowo.
Jeff rozejrzał się po okolicy. Ciemność tutaj panująca niestety nie pomagała mu w pracy. Słabe światło z prostopadłej ulicy ledwo rozjaśniało drogę, więc nie można było wiele zobaczyć. Przypomniał sobie, że w bagażniku ma latarkę. Szybko po nią pobiegł.
Przyświecił sobie miejsce dookoła rozszarpanego ciała. Grr, bezpańskie psy nie wróżyły nic dobrego. To oznacza, że musiał sobie trochę, ale nie długo poleżeć. Czy nikt tędy nie przechodził? Generalnie ulica wygląda jak bezludna wyspa, więc wszystko możliwe.
- Nie rozumiem jednego – zaczął Jeffrey.
- Czego? – odezwał się Scott,  pracownik wydziału McKagana, podobnie jak on.
- Dlaczego nikt nie zauważył ciała? Co się działo z tymi ludźmi, że nic nie widzieli. Ktoś musiał podrzucić ciało niedawno. Może dwie, ewentualnie trzy godziny temu. Szarpania wyglądają na tyle świeżo, że jest to prawdopodobne.
Michael pokiwał głową z uznaniem. Jeff poczuł się z siebie dumny. Poczuł się tak, jakby właśnie zaczął pracę w swoim zawodzie i rozwiązał coś mu nieznanego. Minęło tyle lat od tego wydarzenia, ale to teraz nie ważne.
Przeszedł się dookoła ciała w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Znalazł tylko zakrzepłą krew, która spadła prawdopodobnie w trakcie transportu. Czyli ciało zostało podłożone. Nie mogło być inaczej. Brak zaschniętej krwi, która spadła prosto na ulice świadczy, że ofiara została zamordowana w innym miejscu niż Downtown. Teraz pozostaje kilka pytań. Kto? Gdzie? I przede wszystkim … dlaczego? Co spowodowało, że morderca był zdolny zrobić coś takiego? Strzał prosto w serce świadczy o wyćwiczonym celowaniu, czyli co za tym idzie… nie była to akcja na szybko, ani żadna przypadkowa osoba. Nie mogło tak być.
- Dojrzałeś coś ciekawego? – spytał  Michael podchodząc do niego.
- Ustaliłem – zaczął. Na chwilę przerwał by zaczerpnąć powietrza. – że nie było to przypadkowe morderstwo. Ktoś robił to celowo. Miał cela i umiejętności. A miejsce znalezienia ciała jest zupełnie przypadkowe. Tylko po to, żeby się go pozbyć.
- Interesujące, trzeba poszukać ewentualnych odcisków palców, a ciało oddać na sekcje zwłok, może  pocisk został w środku, a na pewno został, to uda nam się ustalić  jakiej broni użyto. Scott dzwoń po naszych ludzi.
- A co z nami? – spytał Jack. – Mary jest przestraszona i zmęczona.
- Wy możecie jechać do domu. Myślę, że dzisiaj nie będzie potrzeby, by was przesłuchiwać tak oficjalnie i w ogóle, więc, jedźcie. Niech Mary ucałuje Alex ode mnie.
Kiwnął głową i pobiegł do samochodu. Kiedy dotknął klamki spojrzał na teścia i niezdarnie mu zasalutował. Ten odpowiedział mu tym samym. Wsiadł do auta.
- Już możemy jechać do domu. – powiedział, po czym złapał Mary za dłoń i przyciągnął do siebie. Przytulił, cmoknął w czoło i pojechali.

Siedział na rozwalonym, motelowym łóżku. Ten motel był chwilowo jego domem, ale tylko chwilowo. Kilka dni i będzie mieszkał w innym mieście, a możliwe, że w innym stanie, a nawet kraju. Przy dzisiejszych ambicjach ludzi wszystko jest możliwe.
Położył się na nim i bezcelowo gapił się w sufit. Nie miał nowego celu, więc nie wiedział co może ze sobą zrobić. Musiał być uważny. Musiał sprawić, że nikt go nie rozpozna przez przypadek, tylko kiedy będzie coś chciał. Takie jest jego zadanie i musi się tego trzymać choćby miał ochotę się rozerwać. Nie może, nie może, musi się kamuflować najlepiej jak potrafi i na ile pozwala mu znajomość technologii.
Opuścił na chwilę powieki i jego mózg ogarnęła ona. Jej włosy latające w powietrzu kiedy się gwałtownie obracała. Jej delikatne dłonie bawiące się jego palcami kiedy opowiadała mu jakaś historię. To wszystko było niesamowite. Jej oczy wtapiające spojrzenie  jego oczy. Ta magia, chociaż nigdy nie byli razem. On to czuł i wiedział, że ona też to czuje.
Nagle zerwał się gwałtownie i rzucił się do skórzanej kurtki. Trzymał bowiem tam portfel, a w nim jej zdjęcie. Było przestarzałe i trochę pogniecione, ale najważniejsze było to, że mógł spojrzeć i upewnić się, że była ona prawdziwa, że nie była tylko wytworem jego wyobraźni. Miał namacalny dowód, że  ona żyła.
Nie wiedział gdzie ona jest teraz, ani jak sobie ułożyła życie. Chciał to wiedzieć, ale nie mógł zwracać na siebie niczyjej uwagi tak bez sensu. Ciężko pracował, by dojść do takiego stanu, gdzie ważne, prywatne sprawy trzeba zostawić na później, ewentualnie nie robić ich wcale. Może nie było to nie wiadomo jak rozsądne, ale musiał tak zrobić. Musiał to zrozumieć.
Ze zdjęciem w dłoni wrócił na łóżko i znowu się położył. Tym razem na brzuchu, by mógł bez przeszkód patrzeć się na jedyne w jego posiadaniu jej zdjęcie. Położył je na poduszkę i myślał o tym jak teraz może wyglądać.
Może ma krótsze włosy, żeby jej nie przeszkadzały w codziennych czynnościach. Może ma męża, dzieci, może ciężko pracuje, a może siedzi w domu i się nim zajmuje Sprząta, pierze, gotuje, bawi, śmieje się, kocha. Może znalazła swoje wymarzone szczęście i może jest szczęśliwa. Może również udawać szczęśliwą, by zadowolić ‘’drugą połówkę’’.
Było mu niewygodnie na brzuchu i musiał się położyć inaczej. Oparł zdjęcie tak by mógł je swobodnie widzieć i na chwilę zamknął oczy.
Wyobraził ją sobie śmiejącą się do niego. Oczami imaginacji widział jak go rozbawia, jak płacze i jak jest poważna. Chłonął intensywny kolor jej oczu i cudowny głos, który roznosił się po okolicy kiedy się śmiała. Chciał mieć okazję chociaż ukradkiem, gdzieś przez przypadek zobaczyć ją teraz na żywo. Nie pogardziłby rozmową, ale musiał być bardzo ostrożny, więc samo ujrzenie jej gdzieś w tłumie sprawiłoby, że na chwilę by odżył. Mógłby wtedy na kilka sekund oderwać się do rutyny i zapomnieć o dręczących go problemach.
Westchnął cicho rozmarzony wizjami na jej temat. Uchylił powieki i wrócił do szarej rzeczywistości pełnej przymusów, sprzeczności i kłamstw. Cały świat to jeden wielki absurd. 

7 komentarzy:

  1. O kurwa. ; o
    Co ja mam ci napisać... Hm, ciesz się, że nie komentuję tego kilka godzin temu(?) ; 3

    Ale tak całkiem serio... Jakoś nie mogę sobie wyobrazić takiego oficjalnego, eleganckiego i w ogóle ... takiego MICHELA McKagana w garniturku. Po prostu nie mogę ze śmiechu, noo. Z kolei JEFFREY już prędzej, ale i tak to trudne, wiesz?
    Ogólnie to klimat jest wprost idealny do tego całego ... kryminału i w ogóle, ale zastanawia mnie jedna rzecz - kto to był ten "MARZYCIEL W MOTELU"? Czyżby ten morderca...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, dobra.. to jest naprawdę coś innego!
    Nie spodziewałam sie, że ktoś się odwrzy, aby zrobić z Gunsów kogoś innego niż muzyków, którymi w rzeczywistosci są! Jeffrey na miejscu zbrodni badający każdy szczegół, to jest normalnie pięny obrazek. Nie mówiać, ze on sam wyglada, jak taki morderca :D

    Hmm a tak sobie mysle, ze temu facetowi, co sobie siedzi na łóżku, to chodzi o Mary... i aż zaczynam się bac.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak przeczytałam ten komentarz Rose... Nosz kurde.! Jemu faktycznie może chodzić o Mary. Nie wpadłam na to, a to całkiem możliwe... Powiem Ci, że jak na razie wydaje mi się, że to opowiadanie jest lepsze od tamtego. Hmm.. Ty to chyba baardzo lubisz kryminały.;) Także tego... Michael McKagan. Poważny człowiek. Jeffrey Isbell... No ja nie mogę..xD Ciekawy pomysł, z takim się jeszcze nie spotkałam. Nie jest oryginalny w sensie, że wiesz.. Jakieś tam szczegóły są nietypowe. Tylko CAŁY jest oryginalny i zajebisty w swej oryginalności. Chyba nic więcej dzisiaj nie napiszę. . Pozdrawiam.;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam kryminały, co pewnie widać ;) Ten pomysł ma dopracowany plan w mojej głowie, o wiele bardziej niż tamten ;D

      Usuń
  4. Nie czytałam wcześniekszego opowiadania, ale to jest takie inne, wyjątkowe. Bardzo oryginalny pomysł, dopracowany w najmniejszych szczegółach. Robi wrażenie.
    Marzyciel z hotelu, Haha, zajebiste określenie nie ma co... no to ten koles jest zabujcą na 100%, i mam dowody! Drugi raz marzy o tej dziewczynie, prawdopodobnie Mary, kamufluje sie i wgl. To mówi samo za siebie.
    Michael i Jeffrey w garniakach, haha! Czyli są ni w policji, czy raczej w jakimś wydziale śledczym... hymmm... zastanawiam się czy mają długie włosy... XD
    Chociaż jak tak sobie o tym myślę, to oni sami mogłiby być takimi zabójcami... ALBO TAKĄ PARĄ ALA JAMES BOND XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co Wy wszyscy macie z tymi garniakami, hm ? :D
      Oni generalnie nie muszą nosić garniturów. Mogą chodzić tak jak im wygodnie. Garniaki to tylko jak jest coś ważnego, albo coś. Generalnie to... według mnie pomysł się jeszcze nie pojawił na blogu gdziekolwiek, albo ja nie widziałam jeszcze ;D

      Usuń

Dodaj komentarz, on bardzo motywuje ;)