.....................................................................
-Kochanie
– zaczęła. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę.
Wysoki
chudy mężczyzna został dosłownie wmurowany w ziemię. Nie
spodziewał się po niej takich słów. Nie po tym co on zrobił.
-Nie
ma już żadnych nas – burknął , po czym odsunął się od jej
kuszącego ciała. Nie było łatwo, ale musiał dać radę.
Wpakował
się w niezłe kłopoty a nie chce jej narażać na zagrożenie,
które tam występuje.
Doskonale
zdawał sobie sprawę, że to ją zaboli. Jego też bolało. Czuł,
że to będzie straszne. To co ma się stać po dzisiejszym
spotkaniu. Bał się jej reakcji na to co powiedział przed chwilą.
W
głowie kłębiło mu się mnóstwo myśli przeplatających się ze
strachem.
-Jak
to? - spytała. Zauważył ból w jej oczach. Ciekawiło go, czy ona
widzi to samo w jego oczach.
-Po
prostu nie ma – wyszeptał – jestem w takiej sytuacji, gdzie nie
chcę narażać cię na takie niebezpieczeństwo.
-Jakie
niebezpieczeństwo? Co się dzieje?
Złapała
go za rękę i przyłożyła ją do swojej klatki piersiowej. Poczuł
bicie jej serca. Zranionego serca.
-Nie
mogę ci powiedzieć. Już wystarczająco cię zraniłem. - wydusił.
- Wróć do domu, zajmij się dzieckiem, dla mnie. Postaram się
wrócić do ciebie i dziecka.
Zauważył
jak policzki robią się mokre od łez, a ślina z trudem przechodzi
przez gardło. To było okropne, wiedzieć, że musi się ze
wszystkim pożegnać.
Zerwał się z łóżka jakby się paliło. Jakby coś złego działo
się w domu. I tylko on byłby w stanie coś z tym zrobić.
Straszne uczucie.
Zdał sobie sprawę, że jest cały mokry, długie rude włosy
przykleiły mu się do twarzy, a serce biło jak oszalałe.
Spazmatyczne oddechy odbijały się od wysprzątanego pokoju, a Gwen
spała jakby nic się nie stało.
W sumie, to przecież ona nie siedzi mu w głowie i to akurat w tym
momencie bardzo go cieszy.
Oparł głowę o poduszkę i spróbował zamknąć oczy.
Nie mógł odpędzić od siebie tego widoku.
Ciemna, ledwo oświetlona uliczka, a na niej pełno śmieci. Drzwi
wejściowe do burdelu tak sprytnie schowane, że jeżeli nie wiesz
gdzie są, to ich nie widzisz.
On stał schowany w rogu i zaczepił ją, kiedy wracała ze sklepu.
Złapał ją za rękaw kurtki i wciągnął w ową uliczkę.
Otworzył oczy. Nie chciał tego powtarzać. Nie chciał ponownie
patrzeć na jej ból. Nigdy nie będzie zdolny, by ją umyślnie
zranić. Tak bardzo ją kocha.
Stwierdził, że już raczej nie zaśnie, więc wstał z łóżka,
szurając stopami po dywanie, przeszedł do kuchni i wstawił wodę
na herbatę.
Ostatnio co noc miał takie problemy. Nie mógł spać, martwił się
o wszystko, a najbardziej o nią, o miłość jego życia i dziecko.
Bał się tego wszystkiego, ale nie powie jej, bo nie chce, by i ona
się martwiła.
-Macie coś nowego w sprawie? - spytał Michael po przybyciu do
pracy.
Ostatnio nie było żadnych postępów. Sekcja zwłok wskazała na
to, że został zamordowany celowo, kulką w serce z odległości
około trzy metry. Nic więcej nie udało się ustalić. Nikt nie wie
kto to zrobił, po co, ani co go do tego zmusiło.
A może to jakieś zlecenie?
Od jakiegoś czasu słychać o płatnych zabójcach, którzy opływają
w luksusy, nowinki elektroniczne, jakieś sprzęty, możliwość
bycia wszędzie.
-Nic nie ma Michael – odparł lekarz sądowy, prowadzący sekcję.
- I raczej już nic innego nie znajdę.
McKagan odwrócił się na pięcie i krzyknął na cały budynek:
-Jeffrey, do mnie!
Isbell przyszedł po dwóch minutach, podrapał się po głowie i
spojrzał na telefon.
-Coś się dzieje?
Michael zaczerpnął powietrza.
-Trzeba przepytać mieszkańców okolicy. Może coś widzieli.
Jeff kiwnął potakująco głową.
-Dasz radę to dzisiaj zrobić?
-Oczywiście, że tam. - powiedział – Wezmę Johnny'ego, dobrze?
-Dobra.
Szedł ciemną uliczką. Cały ubrany na czarno, a w głowie miał
tylko ją. To była jego Hayley. Miłość jego życia. Cudowna
Hayley.
Głowę miał spuszczoną w dół. Blond włosy ukrył pod czarna
czapką z daszkiem, a dodatkowo kapturem.
Nie patrzył na ludzi, których mijał. Nie interesowało go
gdzie, ani po co idzie. Po prostu szedł przed siebie. Kiedy chodził
dawał upust emocjom, które dusiły się w nim tylko dlatego, że
przez tyle lat nie był w stanie przestać o niej myśleć i pogodzić
się z tym, że jej już nie ma i nie będzie, że wolała kogoś
innego, podczas kiedy jego traktowała jak najlepszego przyjaciela.
On ją pokochał i kocha nadal. Mocno i nieszczęśliwie. Może
tak miało być? Może to jego przeznaczeniem jest ciągłe
zabijanie, błąkanie się po świecie, kochanie bez wzajemności,
ale te kochanie jest tak silne, że rozsadza go od wewnątrz.
Od kilku lat zastanawia się czy nie popadł z tego powodu w jakąś
depresję czy coś. Po prostu ciągła monotonia go przytłacza.
Czuje się z tym co najmniej tragicznie, ale wie, że jeżeli ktoś
ma być szczęśliwy, to ktoś musi cierpieć. Taka kolej rzeczy.
Skręcił w lewo. Uliczka była trochę lepiej oświetlona niż
poprzednia. Co chwilę przejeżdżał jakiś samochód. Ciężarowy,
osobowy, różne. Ludzie gdzieś się spieszyli. Niektórzy szarpali
się ze swoimi dziećmi, które uparcie stały przed witrynami
sklepów z zabawkami lub słodyczami. Jakieś nastolatki o mało nie
bzykały się przy ścianie starej kamienicy. Dla niektórych to
normalny widok, ale dla niego raczej nie.
I nagle zaczął wiać wiatr. Tak strasznie mocno, że zwiało mu
kaptur, potem czapkę, która poleciała gdzieś daleko. Pobiegł, by
ją złapać i wtedy usłyszał jakiś kobiecy głos. Tak jakby już
kiedyś słyszał coś podobnego.
-Chyba pan coś zgubił – powiedziała.
Wyczuł przyjazne ciepło w jej głosie, co bardzo go uspokoiło.
Zdziwił się, kiedy zdał sobie sprawę, że to tajemniczo znajome
uczucie.
I wtedy się odwrócił.
Jego wzrok w ułamku sekundy rozpoznał tę twarz. Nic się nie
zmieniła. Przybyło jej tylko kilka zmarszczek i tajemnicza podłużna
blizna na policzku.
Ich oczy się spotkały i wtedy, i ona nie miała wątpliwości
kto przed nią stoi.
-Michael... - wyszeptała.
-Hayley...
Zauważył znajome iskierki w jej cudownych oczach.
Wtedy zrozumieli, że stoją na środku ulicy, z której wszyscy
uciekają w popłochu, ponieważ na niebie tworzy się istne piekło.
Samochody pędziły jak szalone. I wtedy zniknęła. Odjechała
wpadając na maskę samochodu, który jechał z zawrotną prędkością.
Tym razem już nie wróci, nie ma na co czekać.
Wie jednak jedno. Już do końca życia będzie ją kochał.
Zerwał się z łóżka jakby ktoś je właśnie podpalił i zajęłoby
się żywym ogniem.
To był tylko sen, to był tylko
sen...
Ale ten sen nie dawał mu spokoju. W nim, przez chwilę, dosłownie
przez ułamki chwili, świat się zatrzymał. To był czas, kiedy był
szczęśliwy. To było jak jego własny, prywatny Eden. Po chwili
jednak natura i jej bezbłędne wyczucie czasu, musiała to szczęście
zakończyć.
Nawet wiedząc, że to tylko sen, to i tak był straszny widok. Mieć
ją na chwilkę, a potem stracić na zawsze. Istny koszmar.
Kropelki potu spływały mu po ciele. Każdy centymetr kwadratowy
koszulki przykleił mu się do ciała. Długie blond włosy opadały
mu posklejanymi, tłustymi strąkami ma twarz i ramiona. Nie był w
stanie równo i spokojnie oddychać. Nerwowo spojrzał na zegarek
3.35. No pięknie, pomyślał, teraz to raczej nie usnę.
Schował się pod kołdrę i dla opanowania emocji wbijał palce w
łóżko. Przygryzał wargi tak mocno, że po chwili poczuł rdzawą
substancję. Krew. Zamknął oczy, a tam powitała go końcówka
snu. Wzdrygnął się i szybko uniósł powieki.
W kącikach oczu poczuł coś mokrego. Zaczął płakać jak małe
dziecko.
Jeffrey jechał w okolice Downtown w Tulsie. Przejeżdżał przez
ulicę tuż przy tej, na której znaleziono ciało. Skręcił w prawo
i razem z Johnny'm rozprostowali kości po krótkiej podróży.
-Gotowy? - spytał Isbell pewnym głosem.
Jego towarzysz kiwnął potakująco głową.
-Poszukiwania czas zacząć.
Weszli do najbliższego budynku. Na parterze było tylko jedno, ale
zasadniczo duże mieszkanie.
Zapukali.
Drzwi otworzyła im pewna kobieta.
-Kim państwo są? - spytała.
-Oddziały Kryminalno-Śledcze w Tulsie – odparł Jeff. - Nazywam
się Jeffrey Isbell, a to mój pomocnik Johnny Jackson.
-A czego panowie chcą? - kolejne stanowcze pytanie.
-W okolicy znaleziono martwe ciało, chcieliśmy zadać pani kilka
pytań.
-Ja niczego nie widziałam. - rzuciła szybko i zatrzasnęła im
drzwi przed nosem.
Jeżeli ludzie mają tak reagować, to szybko im zejdzie.
Po dwóch godzinach podróżowania po mieszkaniach dobiegło końca.
Jeffrey z Johnny'm mknęli ulicami miasta. Zastanawiali się, co
takiego robili źle, że większość po prostu zamykała im drzwi
przed nosem, albo nie otwierała w ogóle.
Ci co pozwolili im wejść do środka i tak nic nie widzieli. Czuli
się kompletnie bezradni.
-Powodzenia dla nas – mruknął Johnny pod nosem.
-Ciekawe co Michael będzie gadał.
Głębokie oddechy i już po chwili kroczyli głównym korytarzem
oddziału. Podeszli do McKagana, który pił coś kawopodobnego w
firmowym barze.
-I jak? - spytał. - Macie coś?
W głosie Michaela nie było słychać ani krzty nadziei na
cokolwiek.
Jeffrey z Johnnym spojrzeli na siebie, po czym równocześnie
pokręcili przecząco głowami.
-Ale, że nic, kompletnie nic? - z tonu McKagana dało się wyczytać,
że właśnie stracił wiarę w ludzkość.
-Naprawdę nic. - odparł Isbell. - Ci, co raczyli łaskawie z nami
porozmawiać nic nie widzieli.
Michael zachłysnął się kawopodobnym płynem.
-Jak to... ci co raczyli łaskawie z wami porozmawiać?
Jeffrey wbił na chwilę wzrok w podłogę, a potem spojrzał na
McKagana.
-No bo … niektórzy, a nawet większość, zatrzaskiwali nam drzwi
przed nosem, albo w ogóle nie otwierali.
-Ciekawe dlaczego tak …
-Nie wiem - wtrącił Johnny – nie siedzimy im w głowach.
-Wiem o tym.
Isbellowi zadzwonił telefon. Sięgnął do kieszeni i zobaczył kto
dzwoni.
-Panowie wybaczą – powiedział przesadnie ciepłym tonem – żona.
Oddalił się trochę i wcisnął zieloną słuchawkę.
-Hej, kochanie.
-Cześć.
-Coś chciałaś?
-Moożliwe – powiedziała przeciągle. Wiedziała, że on uwielbia
ten ton.
-A co?
-Przyjedziesz do domu na obiad?
Obiad, pomyślał, brzmi fantastycznie.
-Na którą?
-Czekaj... spojrzą na zegarek. Za jakieś piętnaście minut.
Pasuje?
Oblizał wargi.
-A co gotujesz?
-A myślisz, że ci powiem?
Kurde, pomyślał, co ona ze mną robi i to nawet po tylu latach
małżeństwa. Przy niej Jeffrey ciągle czuje się jak zakochany po
uszy nastolatek.
-Oczywiście, że tak.
-To szczerze ci powiem, że się grubo mylisz.
-Dlaczego?
-Bo nie powiem.
-Dlaczego? - powtórzył.
-Przekonasz się jak dostaniesz obiad. … Jak przyjedziesz
oczywiście.
-Pewnie, że przyjadę.
-Okej. To papa, kocham cię.
-Też cię kocham, skarbie, papa.
To takie smutne...
OdpowiedzUsuńAż nie wiem, jak skomentować, tak więc pretensji mieć nie powinnaś, jeśli nie uda mi się skleić czegoś sensownego. Ale do rzeczy, bo ciekawi mnie jedna rzecz, chociaż ... właściwie to wszystko - zaczynając od snu Willa, jak na to zareagował, przez kolejny sen Michaela (nie wybaczę ci, że użyłaś jednak to imię XD) ... ale tu muszę wtrącić - mogłaś użyć PRAWDZIWEGO imienia, bo już jeden Michael w opowiadaniu jest i pewnie będzie się niektórym pierdolić, ale co tam, to twoje opowiadanie. Ale wracając do tego wyżej - widzę, że postawiłaś tutaj bardziej na "tajemnicze" sny, niż rzeczywistość i to w sumie dobrze - jakaś nowość w opowiadaniach o tej właśnie tematyce.
Co tam jeszcze? Michael-killer - że pozwolę sobie go tak nazywać - ma sny o tej Hayley, czyli z tego co widać kocha ją nad życie, mam racje? I to mnie nawet dziwi, bo skoro jest płatnym zabójcą, to uczucia powinny mu być obce, jednak ona jest wyjątkiem, ciekawe. Mam tylko nadzieję, że w końcu dojdzie do ich spotkania i nie będziesz tego ciągnąć w tajemnicy w nieskończoność, wiesz, całe opowiadanie on cierpi z tej "tęsknoty" za nią i ... i nic. Tak więc rozważ to. :)
Coś jeszcze, nie? Ostatnia scena właśnie - Jeff napalony na COŚ, co kryje się pod hasłem "obiad", dobre! Ja bym powiedziała, że żonka go robi w chuja, czy coś, ale wiesz - to tylko ja, która nie uznaje "romantyzmu" i niespodzianek, tak więc ... i tak dobre. :)
Ano, masz mi opisać ten OBIAD w następnym rozdziale, albo ci wytrę ten twój zacny ryj moim tiramisu! XD
Ej, co jest takie smutne ?
UsuńNiestety, muszę użyć tego imienia, szperałam w internecie, i to ono jest prawdziwe. ; P
Powiem Ci jeszcze, że... cieszę się, że jest inaczej niżź u większości, ; )
co tam jeszcze mogę napisać... Czytałam książki, w których płatni zabójcy mają uczucia, tak więć ... dobrze jest ; )
Co do obiadu, to pomyslę ;D
NIE I CHUJ, TO IMIĘ NIE JEST TRÓ! ;_____;
Usuńjest TRo . ; )
UsuńNIE I CHUJ!
Usuńno kuuurwa, TRÓ ;)
UsuńDobra kurwa, szczerze?
OdpowiedzUsuńDalej nic nie ogarniam, a przynajmniej prawie nic.. Jeszcze teraz jest dwóch Michaelów.. Jest dwóch, prawda?..xD I to pewnie wynika z przemeczenia, albo... Nie wiem czego, ale z czegoś chyba wynika, więc mogę zwalić na przemeczenie i tak też zrobię..;)
Intryguje mnie tu.. Wszystko. No w sumie tak - wszystko. Począwszy od tego, że nie przywykłam czytać o Gunsach jako nierockmanach, poprzestając na zajebistym zachowaniu Stra.. Tfu! Isbella, po nietypowe sny. I ogólnie, ogólnie cała fabuła...:)
Ale Ya know.. Mimo że nic nie ogarniam, to i tak mi się podoba, bo jest tak zajebiscie napisane, że ołmajfakingad. *-* I ten.. Mimo wszystko ogarniam i tak dużo więcej niż na początku..xD (chociaż jakby nie patrzeć to dopiero 3 rozdział, więc jakby.. Początek..xD).
I nic więcej nie jestem w stanie napisać, także sorry..;p
Czekam na kolejny i pozdrawiam..;*
aŻ tak Ci się podoba, to co piszę ? : ) jeeejuu *....*
Usuńmyślę, że z czasem ogarniesz o co chodzi ; )
O masakra. Dopiero teraz zebrało mi się na przeczytanie tego wszystkiego. I szczerze mówiąc to nie wiem co mam pisać.
OdpowiedzUsuńJakoś tego nie mogę ogarnąć, ale zobaczymy później :).
Czekam :).
Hej, chciałam napisać że świetny blog (nie wiem czy informowałam ale mam cię w swoich obserwowanych xD) może wpadniesz do mnie? Właśnie napisałam nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńEkhm, miałam wrażenie, że czytam książkę, kryminał, i jestem pod wrażeniem. Co do fabuły, to też nic nie ogarniam, tak jak Erin, ale i tak.. jestem pod wrażeniem. To opowiadanie jest o wiele lepsze niz poprzednie, o wiele bardziej mi się podoba! Mam wrażenie, że bardziej też się do niego przykładasz, haha. No i po prostu wychodzi zajebiście. Ale może tak w końcu wytłumaczycz trochę, o co chodzi? Bo wiesz, fajnie, fajnie jest stylistycznie, ale kiedy czytasz i nic nie rozumiesz, to jednak już nie jest takie fajne :( Po pewnym czasie zaczyna męczyć.
napiszę krótkie wyjaśnienie, o co mniej więcej chodzi ; )
UsuńU mnie nowa notka, zapraszam c:
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Versatile Blogger Award, i bla, bla, bla...
OdpowiedzUsuńNa moim blogu znajdziesz więcej informacji - http://during-the-november-rain.blogspot.com/ :)
O mój kochany osbournie! Co tu się dzieje o:
OdpowiedzUsuńMogę tylko napomnieć,że o 2 w nocy nadrabiałam poprzednie opowiadanie i oczywiście nie obyło się bez paru łezek ;_; szkoda Że tak szybko się skońcZyło, ale w jaki ładny sposób :3
A co do nowego jestem ciekawa akcji :3
Pspsps jeśli lubisz Aerosmith to zapraszam :):)